Stephen King – ”Szkieletowa Załoga”

Stephen King - ''Szkieletowa Załoga''Wielu czytelników nie zgodzi się z tym, co powiem, ale moim zdaniem horror najlepiej ma się w krótkiej formie – opowiadaniu lub noweli. Tyczy się to również Stephena Kinga. Nie to, żebym nie lubił jego powieści – cenię je bardzo, ale czytuję przede wszystkim z uwagi na grację, z jaką autor ten opisuje zawiłości natury ludzkiej oraz życie małych miasteczek. Opowiadanie może i nie pozwala twórcy na długie budowanie napięcia, ale wymusza na nim zwięzłość i intensywność, toteż procentowe stężenie grozy jest w nich zazwyczaj większe.

Szkieletowa załoga (1985) to trzeci zbiór opowiadań króla pop-horroru. Tom obejmuje utwory, które napisał on na przestrzeni 17 lat, toteż stanowi godny przekrój jego twórczości. Są tutaj zarówno obszerne nowele, jak i opowiadania na kilka stron, a groza, którą opisują, ma naprawdę wiele twarzy. Przyjrzyjmy się każdej z nich.

Zbiór otwiera długa na 150 stron (1/4 objętości całej książki) nowela pt. Mgła – opowieść o odciętym od świata miasteczku, które po dziwnej, bardzo intensywnej burzy zostało spowite mgłą i opanowane przez monstra rodem z najczarniejszych koszmarów. Przebywająca w supermarkecie grupa kilkudziesięciu osób stara się odnaleźć w tej niesamowitej sytuacji – i przetrwać. Mgła to nie tylko dobry, rasowy, pełen napięcia horror, który z jednej strony ukazuje rozmaite potworności, a z drugiej pozostawia mnóstwo miejsca dla pracy wyobraźni – sprawdza się także jako thriller psychologiczny. Pokazuje, na jak rozmaite sposoby (często absurdalne) ludzie radzą sobie ze strachem oraz napięciem, i że postawieni w sytuacji podbramkowej czasami sami zmieniają się w potwory, paradoksalnie stanowiąc dla siebie zagrożenie większe, niż to, co można by określić czynnikiem zewnętrznym. Warto powiedzieć, że nowela została dwukrotnie zekranizowana – w 2007 roku na ekrany kin trafił film Franka Darabonta pod tym samym tytułem, dziesięć lat później na Spike TV pojawił się serial wyprodukowany przez Dimension Telewision (z uwagi na słabą oglądalność projekt został zawieszony już po pierwszym dziesięcioodcinkowym sezonie).

Jestem prawie pewien, że wszyscy mieliśmy w dzieciństwie jakąś zabawkę, która wzbudzała w nas wtedy przerażenie, i którą wspominamy z dreszczykiem niepokoju nawet teraz. Do tego lęku odwołuje się King w opowiadaniu Małpa. Jego dorosły bohater pewnego dnia ponownie konfrontuje się z tytułową zabawką – koszmarem z czasów jego dzieciństwa, przy czym w tym przypadku miano to jest w pełni zasłużone. Niestety, choć narracja jest bardzo przyjemna, kościec opowieści stanowi pewna ogromna, rzucająca się w oczy niekonsekwencja, która psuje ogólnie pozytywne wrażenie. Człowiek, który nie podawał ręki odnosi się zaś do lęku człowieka cywilizowanego przed egzotycznymi kulturami oraz jego głęboko zakorzenionej (tym głębiej, im bardziej usiłuje się ją wyplenić) wiary w magię i zabobony. Utwór utrzymany jest w tonie nastrojowej gawędy, w którym King czuje się jak ryba w wodzie. Podobne zabarwienie narracyjne posiada Ciężarówka wuja Ottona – opowieść o obłędnym strachu przed nieuniknioną sprawiedliwością i zemście zza grobu, w której niczym wesoły refren w makabrycznej podwórkowej piosence powraca zdanie ”pękł jak dynia rozjechana przez traktor”. Jednym z najbardziej sugestywnych, pełnych napięcia opowiadań w zbiorze jest zaś Babcia – historia chłopca, który po raz pierwszy w życiu został sam w domu ze wzbudzającą w nim lęk schorowaną, osiemdziesięcioletnią staruszką. King we wprost mistrzowski sposób wszedł w psychikę dwunastoletniego chłopca – ukazał jego sposób widzenia świata, lękliwość, palącą potrzebę udowodnienia sobie i innym (oczywiście przede wszystkim starszemu bratu) że jest się odważnym.

Kilka z opowiadań opartych jest na niezwykłych, błyskotliwych pomysłach fabularnych. Weźmy chociaż Edytor tekstu, którego bohater dysponuje programem komputerowym umożliwiającym mu dowolne edytowanie rzeczywistości przy pomocy klawiszy klawiatury. Wspomnijmy bohaterów Tratwy, wypływających nią na środek jeziora, gdzie natykają się na dryfującą po jego powierzchni dziwaczną, czarną plamę, jak się okazuje – śmiertelnie niebezpieczną. To właśnie te wspaniale napisane historie najdobitniej świadczą o niepohamowaniu wyobraźni ich Autora.

Wiele z opowiadań zabarwionych jest Kingowskim poczuciem humoru (makabrycznym i dość wulgarnym), ale trzy z nich stanowią jakby jego kwintesencję. Zjawi się tygrys, jedna z najkrótszych historii w zbiorze, to ekscytująca opowiastka o tygrysie czającym się w szkolnej toalecie. O sile tej historii najlepiej stanowi fakt, że choć jest absurdalna, trudno odmówić sobie przyjemności wczucia się w nią (przynajmniej jeśli mieliście kiedyś jakichś wrednych nauczycieli – a zakładam, że mieliście). Szkoła przetrwania opowiada zaś – w wyjątkowo makabryczny, groteskowy wręcz sposób – o tym, jak silna może być wola przeżycia, i jak niewiele potrzeba, żeby cywilizowany człowiek zamienił się w dzikie, zdane na instynkt zwierzę. Wyjątkowa forma utworu (pamiętnik pisany przez rozbitka na bezludnej wyspie) czyni go niezwykle sugestywnym. I mamy wreszcie trzeci utwór – mojego faworyta w zbiorze, i jedną z moich ulubionych krótkich form pisarza w ogóle: nowelę pt. Ballada o celnym strzale. Jest to tragikomiczna, pełna wysmakowanych niuansów historia o zaraźliwości szaleństwa i procesie jego wkradania się w życie człowieka. Jej finał jest tak rozbrajający, jak oddział saperów na polu minowym!

Niektóre z utworów posiadają silne akcenty obyczajowe. Wielkie bębny: Opowieść pralnicza (Mleczarz 2), choć nie pozbawione wątku grozy, jest przede wszystkim opowieścią o nostalgii za młodością i czasami, w których daleki horyzont przyszłości wydawał się mienić zorzą spełnień najwspanialszych marzeń – czasami, w których przyszłość była nieustalona, i fluktuowała mirażem możliwości. Równie daleko rasowego horroru – choć także obyczajowości – jest Weselna chałtura, pod której sensacyjną powierzchnią pulsuje (jak szybko bijące serce) opowieść o miłości i jej potężnej sile.

Miłość (a może tylko pożądanie? Czytelnik musi sam znaleźć odpowiedź na to pytanie) jest wątkiem przewodnim jeszcze jednej opowieści w zbiorze – Nony. Czy dla każdego mężczyzny jest na tym świecie kobieta, dla której kaprysu zdolny byłby zabić – kobieta, której demoniczne, odurzające jak narkotyk piękno zdolne jest wyzwolić w nim wszystko, co najgorsze?… I czym właściwie jest piękno zdolne do wyzwolenia w człowieku tak nieokiełznanej dzikości serca?

Dwa opowiadania utrzymane są w konwencji SF. Pierwszym z nich jest Jaunting – ponura i mrowiąca, pełna napięcia opowieść o okolicznościach, w których wynaleziono teleportację oraz o związanych z nią, mrożących krew w żyłach zagrożeniach. Trzeba przyznać, że lubujący się w opisywaniu rozmaitych okropieństw King wspiął się tutaj na wyżyny swoich możliwości – roztoczona przez niego diaboliczna wizja zagnieżdża się w mózgu czytelnika niczym żarłoczny pasożyt. Świat plaży ukazuje konfrontację kosmicznych rozbitków z ogromem obcej, pustynnej planety. Co ciekawe, narracja jest miejscami dość poetycka; zdecydowanie jest to utwór wyśmienicie nadający się do spokojnej, wieczornej kontemplacji.

Groza, która bije z opowiadań, nie zawsze ma swe źródło w wydarzeniach natury paranormalnej – czasami jest nim sam człowiek. Jest tak na przykład w krótkim opowiadaniu Bunt Kaina, opowiadającym o wzorowym studencie, który pewnego dnia pod koniec roku szkolnego sięga po strzelbę i zaczyna mordować mieszkańców campusu, rozwozicielu mleka lubującym się w płataniu swoim klientom czegoś, co eufemistycznie można by określić mianem najmniej śmiesznych figli na świecie (Poranne dostawy (Mleczarz 1)). Bohaterowie tych utworów przekroczyli cienką granicę pomiędzy normalnością a szaleństwem, i albo nie zdali sobie z tego sprawy, albo zrozumieli to dopiero wtedy, kiedy zabrnęli w nie zbyt daleko i było już za późno na powrót. Choć są to najkrótsze utwory w zbiorze, nie brak im siły wyrazu.

Nie w każdym opowiadaniu rozlegają się wrzaski wystraszonych ludzi. Skrót pani Todd to proza, której bliżej do weird fiction niż rasowego horroru. Bohaterowie tej historii ocierają się o zapomniane przez ludzi, zarośnięte ścieżki i terytoria, które – czy to dlatego, że przestały istnieć w zbiorowej świadomości? – stanowią coś w rodzaju wyrwy w rzeczywistości. Spowijająca to opowiadanie gęsta aura dziwności oraz tajemniczości, a także jego gawędziarski ton czynią je jednym z najlepszych w zbiorze. Na tle opowieści z dreszczykiem wyróżnia się również wieńcząca zbiór Cieśnina – melancholijna opowieść o kobiecie która postanowiła spędzić całe życie w miejscu swego urodzenia – na niewielkiej, oddzielonej od reszty świata wyspie. Jest to opowieść o umieraniu jako o przekraczaniu pewnej bariery, pewnej linii, która wydaje się w nim mieć znaczenie zaledwie symboliczne.

Na tle tych opowiadań słabo wypada tylko Wizerunek kosiarza. Jest to najstarszy utwór w zbiorze – King napisał go w wieku zaledwie 18 lat, i niestety jest to czuć zarówno w nieciekawym pomyśle, jak i jego realizacji. Na szczęście jest to jeden z najkrótszych tekstów w tomie i przez to nie jest zbyt uciążliwy, a już na pewno nie rzutuje na ocenę całości zbioru.

W tomie znalazły się dwa poematy narracyjne (których, nawiasem mówiąc, King pisze bardzo dużo, tyle, że do szuflady, co przyznaje sam na łamach innego zbioru – Bazaru złych snów). Lament paranoika ukazuje tok rozumowania człowieka ogarniętego ostrą paranoją – chorobą, która każe doszukiwać się zagrożenia w pozbawionych go rzeczach oraz sytuacjach. To zwięzły, sugestywny utwór, pozostawiający po sobie autentyczny niepokój. Drugi poemat, zatytułowany Dla Owena, nie jest niestety zbyt zajmujący (z wyjątkiem jednej niezwykłej w swej wymowie strofy), i podejrzewam, że autor zamieścił go w zbiorze tylko z uwagi na sentyment, którym go darzy.

Na końcu książki znajdują się noty dotyczące powstania niektórych opowiadań (ogromna szkoda, że nie wszystkich – zabrakło genezy Ballady o celnym strzale oraz historii z serii Mleczarz). Osobiście czytam je z wypiekami na twarzy (King zamieszcza je w każdym ze zbiorów opowiadań). Dobrą robotę robi również wstęp, w którym Autor dzieli się refleksjami dotyczącymi tworzenia, smakowania i sprzedaży krótkiej formy.

Szkieletowa załoga, choć obejmuje tak szeroki okres twórczości Kinga, jest zbiorem bardzo równym. Każde z opowiadań jest co najmniej bardzo dobre, a niektóre z nich to prawdziwe, czarne jak smoła perełki. Wiele z nich naprawdę mocno zapada w pamięć i jest niemal pewne, że za jakiś czas od pierwszej ich lektury zechcecie do nich powrócić.

Ocena: 8/10 (rewelacyjna)

***

Okładka: Prószyński i S-ka

1 komentarz do “Stephen King – ”Szkieletowa Załoga”

Dodaj komentarz