Archiwa tagu: paranormalne

XXXV

Chyba nic na całym świecie, włącznie z życiem pantofelków, nie interesuje mnie mniej, niż sport, ale raz na dwa lata – kiedy (i o ile) nasza drużyna gra w Mistrzostwach Europy i Mistrzostwach Świata – i ja sam zasiadam przed telewizorem, żeby poddać się tym bardzo tajemniczym dla mnie emocjom, których istnienie mogę przypisać chyba tylko i wyłącznie zakodowanej głęboko w moim DNA, szczątkowej skłonności do zachowań stadnych.

Reprezentacji Polski zdarzało się zagrać naprawdę świetne, emocjonujące mecze. Starcie z Argentyną, z którą zmierzyliśmy się 30 listopada, niestety do nich nie należało. Atakowaliśmy bardzo słabo – momenty przyspieszonego bicia serca spowodowanego naszymi szarżami mógłby wyliczyć na palcach jednej ręki ktoś, kto kiedyś wsadził ją w krajzegę, ucinając połowę członków. Prawdziwą klasę pokazał chyba tylko Szczęsny, broniąc bramki jak lew. Gdyby nie on, zarobilibyśmy kilka kolejnych goli.

Statystyki mówią same za siebie: Argentyna była w posiadaniu piłki przez 73% czasu i wykonała 24 strzały, w tym 13 celnych, podczas gdy nasza drużyna wykonała tylko 3 strzały, celnych zaś – 0. Mimo tak dużej porażki, po raz pierwszy od 36 lat nasza reprezentacja awansowała do 1/8 finału rozgrywek pucharowych w Mistrzostwach Świata. Można spierać się co do tego, czy awans ten jest spowodowany tym, że graliśmy tak dobrze, czy też tym, że znalazły się grupy grające gorzej, ale zawsze jest to coś wartego uwagi.

W niedzielę 4 grudnia odbędzie się mecz Polska – Francja. Nie mam złudzeń co do tego, że zostaniemy przez rywala zmiażdżeni – najpewniej 3 do 0 – i na tym nasza przygoda z Mundialem dobiegnie końca.XXXVKilka miesięcy temu dwie aktywistki z grupy Just Stop Oil wtargnęły do Galerii Narodowej w Londynie i oblały jeden z obrazów Van Gogha przedstawiających Słoneczniki puszkowaną zupą pomidorową. Chciały w ten sposób zwrócić uwagę świata na kryzys klimatyczny i nieporadność rządu w walce z nim. Ich działanie można by streścić w jednym zdaniu: ”Co nam po sztuce, skoro wszyscy zginiemy?”.

Na wieść o tym, że ktoś ośmielił się podnieść rękę na dzieło Van Gogha, który jest jednym z moich ulubionych malarzy (a możliwe nawet, że ulubionym) poczułem, że zalewa mnie krew. Na szczęście, obraz genialnego postimpresjonisty nie ucierpiał, jest bowiem chroniony taflą szkła, z czego, jak podejrzewam, obie młode kobiety zdawały sobie sprawę (jego wartość szacuje się na ok. 80 milionów dolarów; gdyby go zniszczyły, nieprędko wyszłyby z więzienia). Jakiś czas później kolejni aktywiści, reprezentujący inną, choć zbliżoną ideowo grupę (Ostatnie Pokolenie), ufajdały puree ziemniaczanym obraz Claude’a Moneta z serii Stogi siana (wart 110 milionów dolarów). I to dzieło nie ucierpiało dzięki osłonie z szyby.

Interesuje się malarstwem na miarę swojego skromnego, ale wciąż poszerzanego wyrobienia. Jest to trzecia, zaraz po literaturze i muzyce, najmocniej przemawiająca do mnie gałąź sztuki. Jest cała masa dzieł, których kontemplacji oddaje się z wielką rozkoszą (najwyraźniej znienawidzony przez aktywistów impresjonizm i postimpresjonizm cenię sobie najbardziej). Nie rozumiem jednak ludzi płacących za przedmioty zbędne do życia sumy, za które można by uratować wiele ludzkich istnień. Uważam, że robienie tego jest równoznaczne z morderstwem tych, którym można by za nie pomóc. Nie jest to coś, co powinno obciążać milionerów z prawnego punktu widzenia, ale w sensie moralnym – już tak. Sądzę zresztą, że miejsce obrazów jest w muzeach, gdzie mogą podziwiać je wszyscy, a nie w prywatnych posiadłościach.

Rozumiem chęć zwrócenia uwagi na problemy współczesnego świata, ale nie rozumiem uciekania się w tym celu po tak drastyczne i kompletnie bezsensowne środki. Przesłanie aktywistów jest, jak się zdaje, następujące: Problem ze światem jest tak poważny, że wart zwrócenia na niego uwagi poprzez zapaćkanie jedzeniem zabezpieczonego szkłem obrazu – a skoro tak, można dojść do absurdalnego wniosku, że problem ze światem wcale poważny nie jest (obraz tak czy siak pozostaje przecież bezpieczny).

Kiedy obejrzałem filmik, na którym młodzi wandale (czy raczej wandalki, żeby użyć feminatywu; były to przecież dziewczęta) plamią obraz, a potem przyklejają się rękoma do ściany, poczułem pragnienie podejścia do nich i wystrzelania po twarzy, wyszarpania za kudły, itd. Potrzeba ta jest w znacznej mierze spowodowana przeświadczeniem, że kierował nimi nie tylko idealizm, ale – prawdopodobnie w większym nawet stopniu – potrzeba zaznania kilku minut sławy.

Oglądamy czasem z dziewczyną w Internecie odcinki programu Sprawa dla reportera emitowanego na kanale telewizyjnej dwójki. Ponieważ program leci od 1983 roku, jego formuła jest znana chyba wszystkim Polakom: redaktor naczelna, Elżbieta Jaworowicz, wraz z ekipą jedzie w miejsca, gdzie dzieją się jakieś ludzkie dramaty i sonduje je, usiłując pomóc ich bohaterom. Część programu odbywa się w studio, gdzie w sukurs redaktorce przychodzą ksiądz, prawnik, lekarze, itd., analizujący problemy od strony swoich profesji.

W jednym z odcinków naświetlono widzom historię mężczyzny, który nie mogąc pogodzić się z tajemniczym zaginięciem 11–letniego syna Mateusza w 2007 roku (najprawdopodobniej utonął w rzece, ciała nigdy nie znaleziono), zaczął trwonić wszystkie pieniądze na jasnowidzów, którzy – miał taką nadzieję – mogliby powiedzieć mu, co stało się z dzieckiem i gdzie może je znaleźć – żywe lub martwe. Podążając tą właśnie drogą, dając wysysać się naciągaczom, popadł w kolosalne długi, stracił rodzinę, słowem: spadł niemal na samo dno. Słuchając jego wypowiedzi i historii nie mogłem nadziwić się, jak to możliwe, że nikt nie zatroszczył się o zawiezienie go do szpitala dla nerwowo i psychicznie chorych, gdzie z pewnością uzyskałby pomoc, która mogłaby zapobiec tym okropnym nieszczęściom.

W programie pojawił się niejaki Marek Szwedowski, dość znany w Polsce jasnowidz i medium. Od większości osób deklarujących zdolności mediumiczne różni się tym, że za swoje usługi nie pobiera od klientów żadnych pieniędzy. Szwedowski przyznaje, że dar porozumiewania się z tamtym światem uzyskał po zapaleniu opon mózgowych trzydzieści lat temu. Do osób mających wątpliwości co do jego zdrowia psychicznego jest, jak sam mówi, przyzwyczajony i nie obraża się o nie. Choć sam również nie mam wątpliwości co do tego, że mężczyzna ma urojenia – poczuł w sobie przenikanie się tego świata z zaświatami po przebytej chorobie mózgu, co świadczy o uszkodzeniu przez chorobę jakichś jego obszarów – to jednak, ogólnie rzecz biorąc, zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Szczery, jak się zdaje, z niego chłop, a fakt, że działa pro bono, powinien dać do myślenia wszystkim tym, którzy dają się naciągać ”mediumicznym” wyzyskiwaczom.