Bohaterem powieści jest podstarzały, wybitny matematyk nazwiskiem Hogarth. Spisuje on swe wspomnienia z uczestnictwa w tajnym, rządowym projekcie o kryptonimie Master’s Voice – dekodowaniu kosmicznego, neutrinowego sygnału, który najprawdopodobniej pochodził od obcej cywilizacji. W zadanie to zaangażowanych było wiele z najtęższych umysłów świata, ale po tym, jak dwa lata intensywnych badań nie przyniosły rezultatów – Rząd odmówił dalszego finansowania prac i zamknął projekt. Sygnał pozostał jednak kijem wetkniętym w ziemskie mrowisko.
Hoghart już na samym początku oznajmia, że czytelnik nie ma co spodziewać się po jego opowieści wyjaśnienia pochodzenia sygnału i jego przesłania. Zarówno źródło, z którego bił, jak i treść, którą ze sobą niósł (o ile w ogóle ją posiadał) pozostały niedocieczone, choć obrosły w masę fascynujących hipotez, pozwalających na wysunięcie refleksji dotyczących kultury, szansy na uzyskanie porozumienia z kompletnie obcą cywilizacją, człowieczej natury, przyszłości ludzkości i znaczenia nauki. Głos Pana ma wręcz formę fabularyzowanego traktatu filozoficznego – i tak też powinno podejść się do odczytania go, jeśli chce się móc z pełni delektować jego wyrafinowaniem intelektualnym; w przeciwnym bowiem razie zamiast rozsmakować się nim, można się udławić. Nie jest to jednak utwór o fabule szczątkowej. Akcja, choć zawężona do prób złamania domniemanego szyfru ”listu z gwiazd” i perypetii naukowców z ich mocodawcami, jest bardzo interesująca, ba, posiada nawet pewien niezwykle emocjonujący zwrot o sto osiemdziesiąt stopni.
Jest to też utwór wielce niepokojący. Przeraża fakt, że losy całego świata ważyć mogą się nie na polach wielkich bitew, przy akompaniamencie słyszalnych z daleka salw z armat, ale w sterylnych pomieszczeniach, w rękach garstki najinteligentniejszych i najbardziej wpływowych jej przedstawicieli – naukowców w białych kitlach – w dodatku w tajemnicy przed szarymi obywatelami. Z drugiej strony, Głos Pana to także głęboko smutna opowieść o nauce zniewolonej polityczną i finansową potęgą, bez których wsparcia nijak nie może się rozwijać. Naukowcy musieli zmagać się nie tylko z przedmiotem swoich badań, ale i naciskami ze strony zwierzchnictwa, mającego nadzieję znaleźć w sygnale przepis na skonstruowanie ultymatywnej broni, a nie, jak można by tego dobrodusznie oczekiwać, recepty na uszczęśliwienie ludzkości.
To, że ludzkości, jej najwybitniejszym przedstawicielom, nie udaje się rozłamać sygnału, odkryć jego znaczenia, to jedno. Osobną sprawą jest, że sposób, w jaki podeszli do interakcji z kosmicznym fenomenem, pozwala im lepiej poznać samych siebie. Uczeni mają bowiem swoje – oparte na osobistych nadziejach bądź lękach – wizje rozwiązania jego zagadki. Nawet sam narrator ulega naiwnemu może przekonaniu, że sygnał rzeczywiście pochodził od istot inteligentnych, ale został sporządzony w taki sposób, by rozszyfrować mógł go wyłącznie odbiorca potrafiący wykorzystać go dla dobra ogółu.
Wymagająca jest nie tylko treść książki, ale również język, jakim Lem ją serwuje – pojawiają się w niej bowiem liczne, wielokrotne złożone galimatiasy. Lektura wymaga skupienia; nie ma nawet mowy o czytaniu jej w pokoju z trzeszczącym telewizorem.
Głos Pana jest bez dwóch zdań jedną z najlepszych powieści Lema, choć – trzeba to zaznaczyć – stawia czytelnikowi spore wymagania, i na pewno nie nadaje się do polecenia osobom dopiero zaczynającym przygodę z jego twórczością. Jest to również książka, która raczej nie ma sobie podobnych, zarówno jeśli chodzi o przesłanie, jak i strukturę. Wprost nie sposób uwierzyć, że napisanie jej zajęło Autorowi zaledwie pół roku.
Ocena: 9/10 (wybitna).
***
Okładka: Agora S.A.