Archiwa tagu: gry

Nowa Zbroja Sir Daniela Fortesque

Na konsolach najnowszej generacji pojawia się coraz więcej remaków i remasterów gier, które pierwotnie ukazały się na kultowym PSX-ie. Był już remaster trylogii Crash Bandicoot, pod koniec ubiegłego roku posiadacze PS4 dostali możliwość zagrania w remaki trzech pierwszych części Resident Evila. W październiku ubiegłego roku, na krótko przed świętem halloween, ukazał się kolejny klasyk: platformówka pt. MediEvil.Czekałem na ten remake z zapartym tchem, nie powiem. Ba – na długo przed tym, zanim go w ogóle zapowiedziano, regularnie szukałem w Internecie jakichkolwiek pogłosek na temat możliwości jego pojawienia się. MediEvil był bowiem pierwszą grą video, w jaką dane mi było zagrać i jednocześnie jedną z ulubionych pozycji w ogóle.

Kiedy ojciec podarował nam poczciwego szaraka (właściwie dostała go moja siostra, na pierwszą komunię), miałem zaledwie 10 lat. Raz na kilka lat instaluję oryginalnego MediEvila na swoim komputerze, i – korzystając z emulatora – przechodzę go od początku do końca. Podczas rozgrywki doświadczam przebłysków dokładnie tych samych uczuć, których doświadczałem grając weń jako brzdąc i nastolatek.Ponieważ chwilowo nie stać mnie na kupno konsoli (i zapewne jeszcze długo nie będzie), postanowiłem obejrzeć fragmentami walktrough gry na YouTube. Trzeba przyznać, że moc drzemiąca w dzisiejszych giercowniach robi wrażenie – różnice graficzne pomiędzy grą z 1998 roku a tą wydaną 20 lat później, jest kolosalna. Kłębiące się zielonkawe miazmaty i mgły, falujące trawy i łany zbóż, obficie sypiące się z drzew liście, refleksy światła na rozedrganej tafli wody i mnogość innych, drobnych detali robi zachwycające wrażenie. Usprawniono również pracę kłopotliwej niekiedy kamery. Podejrzewam, że gdyby twórcy oryginalnego MediEvila dysponowali dzisiejszymi możliwościami technologicznymi, nadaliby tej grze bardzo podobną szatę graficzną.

Nie spodobały mi się za to – i to bardzo – tylko trzy rzeczy. Pierwszą z nich jest oprawa muzyczna. Oryginalna ścieżka dźwiękowa MediEvila to nie tylko muzyka wspaniała w sobie – budzi też wspomnienia i gdyby została zachowana w remaku, uczyniłaby grę przygodą jeszcze bardziej sentymentalną i nostalgiczną. Poszczególne utwory zostały przearanżowane, co wyszło im na gorsze; niesamowitą krzywdę wyrządzono na przykład symfonii z Hilltop Mausoleum i muzyce w Asylum Grounds!

Drugi mankament to… fontanny tryskające energią witalną. Nie tylko zmieniono formę tych życiodajnych źródeł, ale też pozbawiono je charakterystycznego dźwięku – dźwięku, który w sytuacjach kryzysowych pobudzał graczy do szybszego bicia serca (‘’O! Gdzieś tutaj jest fontanna życia!’’ – myślałem rozradowany, kiedy Dan był bliski śmierci, ale w okolicy rozbrzmiewało ciche pulsowanie). Trzecia rzecz, to rozbłyski następujące podczas uderzenia przeciwników. Niby takie drobnostki, a jednak uwierają wrażliwe, bo wierne serce zapalonego gracza.Ale pomijając te kwestie, ogólnie rzecz biorąc, z tego, co zobaczyłem na filmiku, wydaje mi się, że duch oryginału został zachowany – a to jest kwestią najważniejszą. Kto wie, może z czasem gracze doczekają się remake’u drugiej części przeboju z kościotrupem w roli głównej? A może, może z czasem pojawi się również MediEvil 3? W minionym roku ukazała się platformówka pt. Pumpkin Jack, której estetyka i mechanika jest bardzo, bardzo zbliżona do wyżej omawianej produkcji.

Choć jednak nowa, lśniąca zbroja Sir Daniela Fortesque prezentuje się zachwycająco, to jednak wolę tę starą, pokrytą rdzą i patyną czasu. Nic nie poradzę – i nawet bym nie chciał – na sentyment, którym ją darzę. W końcu stoczyłem w niej masę walk; rozgramiałem żywe trupy, demony, strachy na wróble, zionące na odległość trucizną rośliny, upiornych żołnierzy i wiele, wiele innych maszkar.

Pamiętnik Gracza #2 – ”MediEvil”

Każdy, kto miał w swoim domu konsolę, pamięta z pewnością doskonale pierwszą grę, w którą dane mu było zagrać, i ma do niej szczególny sentyment. W moim przypadku był to ”MediEvil” – platformówka, w której gracz wcielał się w postać kościotrupiego wojaka powołanego do walki z czarnoksiężnikiem Zarokiem. ”MediEvil” prawdopodobnie nie zachwyciłby dzisiejszych graczy przyzwyczajonych do rozbudowanych produkcji okraszonych realistyczną grafiką, ale wierzę, że starzy jego fani powróciliby doń chętnie na te kilka godzin – choćby z czystego sentymentu. Ja zagrałem, po latach przerwy, przypominając sobie, jak przechodziłem tą grę po raz pierwszy, jeszcze mając 10 czy 11 lat, bez znajomości języka angielskiego znacznie ułatwiającego rozgrywkę i bez karty pamięci. I ten pierwszy raz chciałem opisać, upamiętnić w tym tekście.Pamiętnik Gracza #2 - ''MediEvil'' (1)Zmartwychwstanie nastąpiło w obszernej krypcie, w której na szczęście znaleźć można było nieco oręża, oraz miało się sposobność bezpiecznego zaznajomienia ze sterowaniem. Wydobyłem się z niej czym prędzej, żeby zaznać walki. Przebrnięcie przez Cmentarz wypełniony zmartwychwstałymi, krwiożerczymi umarlakami nie nastręczało mi wielu trudności, ale i tak budziło masę emocji. Zombie wychodziły z trumien nagle wyrastających spod ziemi, budziły się do życia wstając z zażywanej na niej drzemki, bądź po prostu szwendały się po okolicy. Najczęściej atakowały grupami, czasami nawet składającymi się z pięciu osobników. Rozprawiałem się nimi głównie przy użyciu miecza, czasami wspomagając się sztyletami do rzucania. Ugryzienia tych nieboskich stworzeń nie powodowały większych ubytków energii, a tą i tak regenerowałem w zielonych fontannach tryskających z ziemi. Zanim doszedłem do końca tego upiornego miejsca, zdobyłem również sporo złota, za jakie mogłem nabyć amunicję do broni dalekiego zasięgu.Pamiętnik Gracza #2 - ''MediEvil'' (2)Szybko zorientowałem się, że na każdym poziomie była do zdobycia Czara Dusz, materializująca się na wskutek wypełniania jej duszami wybijanych przeciwników. Zdobycie Kielicha uprawniało mnie każdorazowo do wejścia do Hallu Bohaterów, gdzie od żywych posągów owianych chwałą wojowników otrzymywałem oręż oraz inne dobra. Zdobyć w ten sposób mogłem między innymi kuszę, łuki, włócznie, miecze, młot, topór, a nawet gromy. Regularne poszerzanie swojego oręża zwiększało szanse na powodzenie w coraz trudniejszych misjach, toteż nigdy nie opuszczałem placu boju nie wybiwszy większości potworów i nie zebrawszy zeń Czary.Pamiętnik Gracza #2 - ''MediEvil'' (3)Długi czas problemem było dla mnie dostanie się na szczyt Cmentarnego Wzgórza. Dwa stojące tam zaczarowane posągi nieustannie wypluwały z siebie głazy, toczące się w dół wijącą się niczym wąż ścieżką, u której końca wpadały w krater wypełniony lawą. Poległem masę razy zanim nauczyłem się korzystać z licznych skrótów i dotarłem do celu, gdzie posągi zawstydzone swą klęską rozpadły się na drobne kawałki. W podziemiach wzgórza znajdowały się zamknięte lochy, w których – poza wyjącymi wniebogłosy umarlakami – ukryta była Czara i inne dobra. Długo nie mogłem wpaść na pomysł sposobu na otwarcie krat, i pomijałem zebranie kielicha. Nieco pocieszała mnie za to możność zdobycia maczugi, ulokowanej na ogrodzonym placu, strzeżonym przez dwa mordercze, bezgłowe zombie.Pamiętnik Gracza #2 - ''MediEvil'' (4)Wewnątrz Mauzoleum na Wzgórzu już na samym starcie trzeba było zmierzyć się ze stadem impów, spektakularnie i z kwikiem wyskakujących z krypt. Otaczały mnie gromadnie i bezlitośnie przypalały pochodniami, ale miażdżyłem je jednym celnym ciosem maczugą. Na szczęście do walki zagrzewała mnie potężna muzyka – majestatyczna symfonia grana na organach. Nie dość jednak, że bardzo ciężko było mi przedrzeć się przez upstrzone szklanymi kolcami, zapadające się korytarze i lokacje wypełnione świniopodobnymi pokrakami, to jeszcze przed opuszczeniem tego miejsca musiałem zmierzyć się z pierwszym bossem – szklanym demonem który wydobył się z kolorowego witraża. Stwór był wiele razy większy ode mnie, stosował rozmaite ataki i zranić można było go tylko wówczas, gdy ładował swoje siły do przypuszczania najsilniejszych z nich. Starcie było ciężkie, ale ekscytujące. Pokonany, pozostawił po sobie klucz z kości.Pamiętnik Gracza #2 - ''MediEvil'' (5)Powrót na Cmentarz okazał się znacznie cięższy niż przypuszczałem. Już na samym początku stanąłem przed nie lada wyzwaniem, które chociaż nie było przymusowe, kusiło swoją tajemnicą. Wcześniej wezbraną, a teraz opadłą rzeką płynęły bowiem spokojnie trumny, które, jak mniemałem, mogły dostarczyć mnie w jakieś sekretne miejsce niczym łodzie. Cały szkopuł tkwił w tym, że trzeba było dużej zręczności, żeby wskoczyć na nie z mostu. Nim dokonałem tej sztuki, wiele razy topiłem się, ale trud się opłacił: zgodnie z moimi przewidywaniami ów makabryczny środek transportu pozwolił mi dotrzeć w miejsce ukrycia małej fortuny. Po terenie cmentarza biegały teraz jak oszalałe hordy bezgłowych zombie, za bramą którą otworzyłem zyskanym w walce ze szklanym demonem kluczem budziły się do życia wilki, zaś u końca wędrówki musiałem zetrzeć się z kolejnymi bossami w postaci zaczarowanych psów, materializujących się wyłącznie w chwili atakowania mnie z wyskoku.Pamiętnik Gracza #2 - ''MediEvil'' (6)Pole Strachów na Wróble było najeżonym niebezpieczeństwami, morderczym miejscem. Z kopek siana masowo wyskakiwały z zamiarem zadźgania mnie widłami czarnoskóre, otyłe farmerki, a zza drewnianych płotów – strachy na wróble. Te ostatnie najpierw rozchylały łachy którymi były powleczone, wypuszczając spod nich stado złowrogich wron, a potem wirowały obłąkańczo wzbijając w powietrze tumany piachu. Otaczające mnie zewsząd łany żyta zamieszkane były przez skoczne, i niezwykle szybkie stworzenia, które po wejściu w ich siedlisko zabijały mnie jednym ugryzieniem. Musiałem bardzo pilnować się, żeby niechcący, z rozbiegu, nie wejść im w paradę. W jednym z miejsc, za szerokim pasmem złocistych pól majaczyła niedostępna mi Czara, i długo nie mogłem znaleźć sposobu na dostanie się do niej, więc czasami z oślim uporem próbowałem sforsować przeszkodę jak najszybszą próbą przedostania się na następną stronę, ale owe zabójcze, złośliwe stworzenia za każdym razem zabijały mnie niemal natychmiast. Każdy punkt życia był zaś więcej niż na wagę złota – na końcu farmy znajdowały się bowiem kręgi wypełnione śmiercionośnymi pułapkami.Pamiętnik Gracza #2 - ''MediEvil'' (7)Dyniowy Wąwóz był jednym z najbardziej opętanych przez demoniczne siły miejsc, do jakich trafiłem na swojej drodze. Całymi masami spod ziemi wyrastały przede mną człekopodobne, dyniowe stwory opluwając mnie toksycznym miąższem lub smagając korzeniami. Dopomagały im to skaczące jak piłki, to wybuchające niczym bomby owoce dyni, również bardzo liczne. Te same potwory uprzykrzały mi misję również na Dyniowej Przełęczy, gdzie musiałem uszkodzić korzenie olbrzymiej dyni-matki, wysysającej soki z życiodajnej gleby. Kiedy tego dokonałem, stanąłem do walki z nią jako bossem, ale potyczka była iście banalna, ponieważ stworzenie nie mogło się ruszać, a z odległości nijak nie było w stanie mnie zranić. Kiedy pokonałem ją, rzeczywiście przywróciłem tym samym częściową równowagę w przyrodzie.Pamiętnik Gracza #2 - ''MediEvil'' (8)Śpiąca Wioska już na pierwszy rzut oka niepokoiła zbytnią cichością i wyludnieniem. Po zajrzeniu do pierwszych kilku budynków – kuźni i kościoła – natykać zacząłem się na owładniętych złymi mocami zwyczajnych ludzi, którzy na mój widok od razu rzucali się do ataku. Na zewnątrz miasta panoszyły się dziewczynki w czerwonych kapturkach uzbrojone w toporki, wewnątrz domów – chłopi z siekierami i gospodynie domowe z patelniami. Okazało się, że konsekwencją za przelanie ich niewinnej krwi był ubytek w wartości Czary, ale na szczęście mogłem chwilowo unieszkodliwiać ich ogłuszając przy pomocy wślizgu. Rozwiązanie tajemnic które kryło to miejsce kosztowało mnie wiele czasu i wysiłku. Żeby tego dokonać, z zapałem tłumaczyłem przy użyciu słownika języka Angielskiego treści wskazówek zawartych w stojących tu i ówdzie księgach.Pamiętnik Gracza #2 - ''MediEvil'' (9)Ogrody Azylu przywitały mnie kojącą oczy zielenią i uwodzącą duszę, tajemniczą muzyką. Z każdej strony otaczał mnie labirynt z żywopłotu, którego przystrzyżone na podobieństwo zwierząt elementy owładnięte były złymi mocami i atakowały mnie z zaskoczenia. Torując sobie drogę poprzez nie, oraz nawiedzonych ogrodników, szybko dotarłem do kamiennej twarzy wystającej ze ściany – Zielonego Jacka, strażnika tego miejsca. Chcąc dostać się do Azylu, wszedłem z nim w układ, w myśl którego on miał zadawać mi zagadki, ja zaś miałem je rozwiązywać. Z pierwszej z nich wynikało dla mnie jasno, że mam zwiedzić ogród w poszukiwaniu drzewek stylizowanych na gwiazdki, i zniszczyć je, co też uczyniłem. Gdy powróciłem do Jacka, dał mi kolejną zagwozdkę, brzmiącą: ”Żyję dla śmiechu, żyję dla tłumu/Bez nich jestem niczym”. Przespacerowałem się po ogrodzie zauważając, że mur oddzielający mnie od jednej z jego części z niknął. Udałem się tam, i znalazłem połać terenu na której przebywał uformowany z zieleni, śpiący trefniś, otoczony pięcioma tabliczkami osadzonymi na bolcach. Każda z tabliczek przedstawiała z jednej strony uśmiechniętą maskę, z drugiej – smutną. Szybko domyśliłem się, że należało przekręcić wszystkie tabliczki przy użyciu broni w taki sposób, by uśmiechnięte twarze skierowane były w stronę stwora. Kłopot był w tym, że pozostawione samym sobie szybko wracały do początkowej pozycji przedstawiającej przygnębienie. Pomimo dużych chęci i wielu powziętych prób nie udało mi się wykazać zręcznością wystarczająco dużą do dokonania tego. Z wielkim zawodem poddałem się, i powróciłem do zadania przy okazji kolejnego zetknięcia się z grą wiele lat później, rozwiązując je bez żadnego problemu.Pamiętnik Gracza #2 - ''MediEvil'' (11)Zaczarowana Ziemia już po wstępnym spacerze po niej okazała się być miejscem tajemniczym i groźnym, bo zamieszkanym przez jadowite rośliny i żaby. Zgłębianie owych mrocznych sekretów było fascynujące, ale i pracochłonne, tak, że wielokrotnie kończyłem poziom nie rozwiązując ich. Najbardziej frapowała mnie platforma strzeżona przez dwa posągi demonicznych ptaszydeł, których żywe pierwowzory latały wysoko w górze oczekując walki ze mną. Posągi te blokowały dostęp do niej przy pomocy miotanych z oczu czerwonych promieni śmierci. Zanim udało mi się tam dostać, musiałem – poza rozwikłaniem kilku zagadek – stoczyć ciężkie boje z leśnymi diabłami, oraz dostać się kolejką linową na szczyt gigantycznego drzewa, do gniazda ogromnego, drapieżnego ptaszyska, którego trzy jaja kryły w sobie pieniądze, kamień runiczny, oraz tarczę.Pamiętnik Gracza #2 - ''MediEvil'' (12)Tak trafiłem na Stawy Starożytnej Śmierci – rozległe bagniska kryjące w swoich odmętach nieumarłych, wśród których znajdowali się również rycerze tak doskonale opancerzeni, że pokonać ich mogłem wyłącznie poprzez zepchnięcie w wodę i utopienie. Zakapturzony przewoźnik umarłych, którego napotkałem na początku swojej przygody z tym miejscem, zaoferował mi transport w zamian za dostarczenie mu kilku żołnierskich hełmów rozlokowanych na bagnach, na co oczywiście przystałem. Kompletowanie ich było zadaniem wymagającym niezwykłej zręczności i było śmiertelnie trudne. Wielokrotnie ginąłem w topielisku podczas próby przeskoku z jednego oddzielonego nim miejsca na drugie, nieumiejętnego lawirowania wąskimi ścieżkami, bądź przypadkowego trafienia bronią w skrzynki z bombami energetycznymi o wielkiej sile odrzutu. Szybko nauczyłem się, że w takim miejscu pośpiech jest najgorszym doradcą, ale trudno było mi z niego zrezygnować, ponieważ mordercza specyfika tego miejsca kazała mi opuścić je jak najprędzej. Kiedy zebrałem potrzebne przewoźnikowi przedmioty, ten, zgodnie z umową, podryfował w kierunku, którego sobie zażyczyłem.Pamiętnik Gracza #2 - ''MediEvil'' (13)Po tym etapie moja płyta z grą zacinała się na wskutek rys, i żadne rozpaczliwe, a czasem nawet głupie zabiegi – jak mycie jej rozmaitymi płynami – nie były w stanie sprawić, że ruszy, co wprawiało mnie we wściekłość i przygnębienie. Oglądałem zdjęcia na okładce gry przedstawiające kolejne, niedostępne mi poziomy i puszczałem wodze wyobraźni, zastanawiając się, co też mogą kryć? Kiedy dzisiaj myślę o tych czasach, wprost trudno mi uwierzyć, że kiedyś życie naprawdę mogło być tak proste – że działający dysk z grą komputerową mógł uczynić ze mnie najszczęśliwszego człowieka na świecie! A jednak, wspomnienia nie kłamią – wierzę im tym bardziej, że przechodząc grę powtórnie teraz, jako 27 latek, doświadczyłem pierwiastka owej dziecięcej beztroski na własnej skórze.

Pamiętnik Gracza #1 – ”Manhunt 2”

Wirtualna rzeczywistość gry komputerowej jest jednym z najlepszych miejsc do odpoczynku od trosk życia codziennego, o czym niestety z biegiem lat zapomniałem. Bo czy może nie zajmować, nie emocjonować wcielenie się w postać na przykład żołnierza wykonującego z narażeniem życia rozkazy swojego państwa, czy policjanta walczącego o przetrwanie w mieście opanowanym przez hordy żywych trupów?… W grze komputerowej można być, kim się tylko zapragnie, i, co najlepsze – robić, co się żywnie podoba, bez ponoszenia konsekwencji w realnym życiu.

Swoją pierwszą od wielu lat przygodę ze światem gier wideo postanowiłem przeżyć z grą ”Manhunt 2”, w której gracz wciela się w postać Daniela – naukowca poddawanego w ramach projektu Pickman tajemniczym eksperymentom w odizolowanym od świata ośrodku badawczym, oraz jego zwyrodniałego kolegi, Leo. Pewnej nocy, na wskutek awarii systemu zabezpieczeń budynku, drzwi do wolności stają przed Dannym i jego towarzyszami niedoli otworem, i może wyruszyć po wolność, prawdę o sobie i zemstę na swoich oprawcach. Szybko okazuje się, że będzie musiał za to zapłacić najwyższą możliwą cenę – łącznie z utratą człowieczeństwa. Droga wiodąca do celu jest bowiem usłana bezlitosnymi, wynajętymi przez osoby stojące za projektem oprawcami – oprawcami na tyle psychopatycznymi, że gotowymi zamordować go dla samej frajdy pozbawienia życia.

Pozwoliłem sobie emocjonalnie zintegrować się całkowicie z bohaterami rozgrywki na czas trwania sesji z grą, żeby zdać z niej jak najciekawszą relację w niniejszym eseju. Z uwagi na łączący bohaterów wspólny cel postanowiłem nie wyszczególniać w tekście zbytnio tego, którą z postaci akurat kierowałem. Zamierzenie może wydawać się szokujące zważywszy na fakt, że gra polega na możliwie najbrutalniejszym i najkrwawszym eliminowaniu przeciwników, w wersji na komputer pozbawiona jest konsolowej cenzury i została sklasyfikowana przez ekspertów jako nadająca się wyłącznie dla osób dorosłych. Chciałem jednak od razu zaznaczyć, że pomimo sugestywności opisu wrażeń płynących z uczestnictwa w grze nie straciłem kontaktu z rzeczywistością, nie miałem chęci mordowania w świecie realnym, i nie stałem się nieczuły na ludzką krzywdę – ani przechodząc ją z równym zaangażowaniem po raz pierwszy kilka lat temu, ani teraz.Pamiętnik Gracza #1 - ''Manhunt 2'' (9)Była burzowa, zimna noc, jedna z wielu takich w ośrodku. Wsłuchiwałem się w grzmoty i szum ulewnego deszczu, kiedy nagle spadło napięcie, a potem więzienne cele stanęły otworem i dźwięk alarmu rozbrzmiał niczym budzik wzywający do wyjścia z letargu. Wystarczyła jedna krótka chwila, żeby cały eksperyment wymknął się spod kontroli; jedna iskra, żeby budynek zapłonął istnym piekłem. Na szczęście nie wszystkie cele otworzyły się na wskutek awarii. Kiedy jednak przechodziłem korytarzem, agresywni więźniowie z zazdrością patrzący na mnie zza krat oddzielających ich od wolności i tak robili, co mogli, żeby uprzykrzyć mi życie. Jeden z nich obsikał mnie, drugi obrzucał odchodami, jeszcze inny walił głową w metalową zaporę chcąc zapewne wzbudzić moją uwagę. Nieszczęśnik w ostatniej, otwartej celi powiesił się na moich oczach ze strachu przed rozgorzałym właśnie na dobre koszmarem. Charczał jeszcze dusząc się, kiedy dla oswojenia się ze śmiercią i zwłokami uderzałem jego ponuro dyndające na sznurze ciało. W szoku zbiegłem na dół, gdzie zdobyłem kawałek szkła i po raz pierwszy stanąłem przed przymusem zamordowania kogoś dla uratowania swojego życia. Mężczyzna stał mi na drodze do wyjścia, tyłem do mnie, gapiąc się na coś bezmyślnie, a głos Leo w mojej głowie nakazywał zabicie go. Zakradłem się za jego plecy, i zastygłem z podniesionym nań narzędziem. Czułem, jak wyczekiwanie to podnosi poziom adrenaliny w mojej krwi, dzięki czemu mogłem być bardziej bezwzględny i brutalny w działaniu. W chwili, kiedy poczułem się wystarczająco rozemocjonowany, zamachnąłem się nań, a potem sprawy potoczyły się szybko i jakby bez mojego udziału – zacząłem dźgać go na oślep po całym ciele, dopóki nie padł trupem. Gdy uświadomiłem sobie, że właśnie zabiłem człowieka, zwymiotowałem. To była tylko pierwsza reakcja; szybko radość z bycia panem życia i śmierci tych szumowin zwyciężyła nad ludzką słabością, i radowałem się na widok każdego nowego narzędzia mordu nie mogąc doczekać się sposobności do wypróbowania go. Z przedmiotów znalezionych w ośrodku najwięcej rozrywki zapewnił mi młotek – okazał się nie tylko skuteczny w otwartej konfrontacji, ale i spektakularny w użyciu znienacka – głowy zaatakowanych nim w ten sposób mężczyzn dosłownie eksplodowały krwią, galaretowatą masą mózgu i kruchymi niczym skorupka jajka fragmentami czaszki. Szedłem przed siebie mordując bez cienia litości każdego kto stanął mi na drodze, a dumny z moich poczynań Leo mówił mi, że chociaż na początku był sceptyczny wobec moich poczynań, to jednak mam to w sobie!Pamiętnik Gracza #1 - ''Manhunt 2'' (5)Leo przekonał mnie, żebym powrócił do swojego domu rodzinnego jeśli chcę odświeżyć swoją pamięć i zrozumieć, czemu i jak trafiłem do ośrodka. Dzięki jego bezdusznym, diabelskim podszeptom zdołałem przejść przez piekło ogarniętego buntem ośrodka, więc zaufałem mu i tym razem. Dom, niegdyś tętniący życiem, ciepłem i kolorami, był bardziej martwy, zimny i ponury niż przeciętny zakład pogrzebowy. Leo kazał mi przetrząsać wszystkie zakamarki w poszukiwaniu jakiegoś tajemniczego narkotyku, więc zrobiłem to. Blisko pół godziny spędziłem na otwieraniu szafek i kufrów na parterze, piętrze i piwnicy, nękany barwnymi, ale szczątkowymi i mglistymi reminiscencjami, aż w końcu znalazłem. Potem zjawiła się grupa uzbrojonych w łomy napastników wynajętych przez kierownictwo ośrodka do wyeliminowania mnie, i znowu musiałem działać. Wyekwipowany w sierp, skrywałem się w spowitych mrokiem zaułkach i uderzeniami w ścianę przywabiałem po kolei każdego agresora, a potem zarzynałem go rozkoszując się bulgotaniem dochodzącym z rozprutej tchawicy, zalewanej potokiem gęstej, gorącej krwi.Pamiętnik Gracza #1 - ''Manhunt 2'' (2)Tak dotarłem do obskurnego klubu tanecznego dla sadomasochistów, wciąż tętniącego zwyrodniałym życiem i basową muzyką taneczną. Specyfika miejsca z góry zapowiadała, że przeprawa przezeń nie będzie lekka, i tak też było w istocie. Obecni tam stali bywalcy okazali się osiłkami uzbrojonymi w kije bejsbolowe, i bez odpowiedniej broni nie miałem z nimi żadnych szans w otwartym w starciu. Pierwszemu napotkanemu zboczeńcowi rozbiłem głowę ciężką, ceramiczną pokrywą od toaletowego dyspozytora wody, uprzednio zachodząc go podczas sikania i obijając mu mordę kilkoma ciosami z pięści. Innych eliminowałem po cichu czym popadnie – nożem czy kawałkiem szkła – aż do zdobycia kija bejsbolowego, który okazał się bardzo skuteczny nawet w bezpośrednim starciu z pojedynczym przeciwnikiem. Czasami wywabiałem delikwenta w ustronne miejsce, a potem tłukłem go pałką po całym ciele, aż jego czaszka, skruszała od uderzeń, wybuchała krwawym konfetti. I to narzędzie zmuszony byłem jednak w końcu porzucić – a wszystko to z powodu nieufnego dozorcy pilnującego wejścia do dolnej części klubu, gdzie, jak zapowiadał, miłośnicy mocniejszych wrażeń zaznać mogli szczególnie intensywnej rozrywki. Wpuszczał tam tylko ludzi znanych mu z widzenia, i długo myślałem nad tym, jak wkupić się w jego łaski. W końcu wpadłem na pomysł odrąbania głowy toporem jednemu z oprawców, i pokazania jej cieciowi przez szparę w drzwiach z nadzieją, że nie zauważy, iż czerep nie tkwi na swoim prawowitym miejscu. Fortel się udał, co oczywiście strażnik przypłacił swoim bezwartościowym życiem.Pamiętnik Gracza #1 - ''Manhunt 2'' (6)Zejście na dół prowadziło do samego dna piekieł, kipiącego od ludzkich krzyków wydawanych ze śmiertelnego bólu i przerażenia. Mieściły się tam pokoje, w których skrajni sadyści znęcali się bestialsko nad związanymi ludźmi. Za weneckimi lustrami w owych salach tortur stały zaś kamery rejestrujące przebieg akcji. Kilku takich popaprańców, zaabsorbowanych swoimi chorymi wyczynami, zaatakowałem z zaskoczenia, mszcząc się za przelaną przez nich niewinną krew. Jednego z nich przygwoździłem nożami do krzesła, a potem rozorałem mu twarz ręcznie obracanym, ostro zakończonym świdrem. Im bardziej z jego ran tryskała posoka, i im bardziej wrzeszczał z bólu, tym bardziej radość przepełniała moje serce. Nie opuściłem lokalu, dopóki wszyscy jego bywalcy nie padli śmiertelnymi ofiarami mojej krwawej pożogi.Pamiętnik Gracza #1 - ''Manhunt 2'' (8).pngWylądowałem na ulicach beznadziejnie szarego miasta, któremu nikłych barw przydawały jedynie neony odbijające się w kałużach lejącego jak z cebra deszczu, oraz krew. W okolicy aż roiło się od żałośnie słabych w walce bezdomnych ćpunów, których wprawdzie mogłem oszczędzić, ale z chęci nie zwalniania morderczego tempa swego działania zakatowałem każdego z ich na śmierć. Wystarczyło kilka ciosów w ich parszywe mordy, żeby padali u moich stóp skamląc i zwijając się z bólu, a wtedy dobijałem ich kopiąc po głowie, plecach i brzuchu. Miejscowych cwaniaczków zaskakiwałem zaś od tyłu, po czym obcęgami wydłubywałem oczy i wyrywałem krtanie, wsłuchując się w chlupot krwi tryskającej fontannami z ich szarpanych ran prosto na brudny, mokry asfalt. Sprytnie wykorzystałem również do swoich zbrodniczych celów kanały burzowe – zwabiwszy w ich pobliże oprawców, miażdżyłem im głowy ciężkimi, żelaznymi klapami, a potem pozbywałem się zwłok wrzucając je do środka.Pamiętnik Gracza #1 - ''Manhunt 2'' (7).pngPrzeprawa z karabinem snajperskim przez obstawione dachy budynków mieszkalnych była emocjonująca i przyjemna. Z lubością przypatrywałem się przez celownik optyczny swoim oponentom, rozkoszowałem ich spokojem, brakiem świadomości, że ich życie wisi na włosku i to w moich, spływających krwią i umęczonych zabijaniem rękach. Oto, co znaczy mieć perspektywy na życie! Wystarczyło jedno pociągnięcie za spust, żeby pocisk dużego kalibru przeszył czaszkę oponenta rozrywając ją na krwawy gruz. Nie zliczę, ile sztuk ścierwa broczącego krwią z rozszarpanych na strzępy szyj zostawiłem po sobie, zanim udało mi się dostać na dół, ale z pewnością rodziny przedsiębiorców pogrzebowych w najbliższym czasie nie umrą z głodu.Pamiętnik Gracza #1 - ''Manhunt 2'' (3)Urządzono na mnie obławę. Wpadłem jak śliwka w kompot pomiędzy około dwudziestkę uzbrojonych w zautomatyzowaną broń palną zwyrodnialców. Niektórzy mawiają, że ucieczka jest dla tchórzy, ale często jest jedynym racjonalnym wyjściem z sytuacji. Pognałem co sił w nogach w jedynym bezpiecznym kierunku, i włamałem się poprzez okno do opuszczonego budynku. Zdobyłem tam łom, przy pomocy którego wyważyłem klapę do zejścia pod podłogę, po czym ewakuowałem się otworem w bezpieczniejsze miejsce. Tym samym łomem wyrwałem z zaskoczenia kręgosłup jednemu z napastników, zdobywając strzelbę. Chciałem uniknąć wymiany ognia z mającymi nade mną przewagę liczebną agresorami, ale okazało się to niemożliwe, głównie z uwagi na śledzący mnie reflektorem helikopter. Przeprawa, w której uczestniczyłem chcąc zgubić ogon i wydostać się z impasu pełna była makabrycznych strzelanin, podczas których zdarzyło mi się od czasu do czasu jednym strzałem ze strzelby rozerwać głowy dwóch przeciwników stojących na linii ognia.Pamiętnik Gracza #1 - ''Manhunt 2'' (4)Nic nie sprawiło mi więcej przyjemności od mordowania z zaskoczenia ręczną piłą do cięcia drewna. Czasami przepiłowywałem czaszki ludzi w pionie, czasami odrzynałem im głowy. W każdy ruch wyszczerbionego ostrza wkładałem mnóstwo siły, ale i serca. Ledwo jedna ofiara skonała wstrząsana agonalnymi spazmami potwornego bólu, a ja już nie mogłem doczekać się ukatrupienia kolejnej. Oczywiście i tę zabawkę w końcu porzuciłem dla frajdy płynącej z testowania innych, jak na przykład brzytwy, którą z zaskoczenia masakrowałem swoim przeciwnikom twarze tnąc jak oszalały, czy też pałki elektrycznej wpychanej w usta wrogom na czas potrzebny do rozgotowania mózgu i wywołania eksplozji czaszki.Pamiętnik Gracza #1 - ''Manhunt 2'' (1)Zemsta stała się moim głównym celem, a prawda – zaledwie korzyścią poboczną. Skryty w mroku starej szopy przed watahą ścigających mnie psycholi, patrzyłem w przyszłość z dumnie podniesioną głową, przez celownik karabinu maszynowego, i wiedziałem, że zdołam zaprowadzić ład w swojej głowie. Nie brakło przecież krwi, którą można by go opłacić.