Muszę uczciwie przyznać, że czekając z niecierpliwością na swój – sunący do mnie pocztą – egzemplarz ”Bazaru Złych Snów”, nie mogłem powstrzymać się od przeczytania kilku recenzji i opinii czytelników mających już okazję się z tomem zapoznać. Nieco zmartwiła mnie ich w większości zaledwie względna przychylność. W pamięci miałem także zwierzenia samego Kinga twierdzącego, że tworzenie krótkich form nie sprawia mu już tyle radości, co kiedyś. Czy można oczekiwać chwytających za serce utworów od rzemieślnika, który wprawdzie miał największy na świecie wkład w świat literackiej grozy, ale obecnie po części stracił natchnienie do ich tworzenia? Szukając odpowiedzi na to pytanie, przypomniałem sobie, że na przestrzeni kilku dekad ukazało się już 6 tomów opowiadań, z których – mimo własnego sceptycyzmu – dał się poznać czytelnikom jako fantasta, specjalista od ludzkiej natury, straszydło, pasjonat życia codziennego, i humorysta. Umiejętnie tasował dowcip, grozę i prozę życia codziennego, budował napięcie i szkicował portrety psychologiczne bohaterów. Ostatecznie do lektury tomu zabrałem się z ufnością w talent mistrza, i, jak się okazało, miałem rację.
Zacznijmy od tego, że – co dość niesamowite – zaledwie połowa z opowiadań w tomie jest klasycznym, posiadającym motyw paranormalny horrorem. Poza nim jest trochę kryminału (”Śmierć”, ”Billy Blokada”), dramatu (”Premium Harmony”, ”Batman i Robin Wdają się w Scysję”, ”Moralność”, ”Herman Wouk Jeszcze Żyje”), dreszczowca (”Kiepskie Samopoczucie”, ”Ten Autobus To Inny Świat”), a nawet obyczajówki (”Pan Ciacho”) oraz komedii (”Pijackie Fajerwerki”). Malkontenci mogliby odnieść wrażenie, że Kingowi zabrakło pomysłów na typowe opowiadania grozy, ale moim zdaniem specyfika tekstów wynika z dojrzałości autora do wysunięcia teorii, czy aby rzeczywistość nie jest gorsza – lub co najmniej równie zła – od tego, co nadnaturalne? W gruncie rzeczy tym, czego wszyscy się boimy najbardziej, jest śmierć, a ta jest wszechobecna. To właśnie jej motyw – i motyw przemijania – zgrabnie przewijający się przez te opowiadania łączy je na tyle udanie, że ich rozpiętość gatunkowa nie tylko nie wadzi, ale wręcz wychodzi na plus. Muszę również dodać, że od dawna nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że wszystkie te Kingowskie wycieczki w stronę fantastyki i grozy, wobec której stają nagle najzwyczajniejsi ludzie pod słońcem, stanowią jedynie pretekst do ukazania magii bycia człowiekiem, którą pisarz – nawet jeśli był to jednak tylko efekt uboczny – odmalowywał przepięknie. Niniejszym tom ze względu na różnorodność gatunkową tekstów w nim zawartych zdaje się potwierdzać moje wcześniejsze przypuszczenia.
King w wirtuozerski sposób gra na emocjach czytelników – szczególnie tych niewygodnych. Droczy się z nimi, poddając ich emocjonalność wyzwaniom ciężkim, ale jednocześnie czyni te wyzwania na tyle interesującymi, że nie sposób nie podjąć rękawicy. Kiedy już czytelnik poczuje na sobie cząstkę siły wyrazu autora, w wyobraźni staje mu jego twarz, w uśmiechu sygnalizująca propozycję sprawdzenia, ile razem dacie z Ciebie wykrzesać. Dlatego chcemy zatłuc na śmierć tytułowego ”Wrednego Dzieciaka”, czujemy współczucie dla wiejskiego głupka skazanego na szafot za morderstwo w ”Śmierci”, sympatyzujemy z chorym na Alzcheimera staruszkiem w ”Batman i Robin Wdają się w Scysję”, ulegamy uczuciowemu i myślowemu miszmaszowi razem z bohaterem ”Premium Harmony”, z ciężkim sercem podzielamy poczucie beznadziei samotnych matek w ”Herman Wouk Jeszcze Żyje”, czujemy się bezgranicznie samotni z mężczyzną w ”Letnim Gromie”, dajemy się ponieść coraz większej, próżnej zawziętości z bohaterami ”Pijackich Fajerwerek”. Obcując z tymi opowiadaniami można naprawdę przekonać się o słuszności stwierdzenia Umberto Eco, że kto czyta książki, ten żyje podwójnie.
Klasyczne opowiadania grozy są jednymi z najlepszych w tomie. Na pierwszy plan wybijają się: oparta na błyskotliwym pomyśle ”Wydma”, zniewalające niezwykłym klimatem ”Życie po Życiu”, emocjonujący do granic możliwości ”Wredny Dzieciak”, oraz fantastycznie stymulujące wyobraźnię ”Nekrologi”. Nie sposób nie dać się ponieść tym historiom, i nie sposób nie rozpamiętywać ich z przyjemnością jeszcze wiele dni po przeczytaniu. Zdają się również stanowić wyśmienity materiał do zekranizowania.
W tomie znajdują się również dwa wiersze mające charakter narracyjny – są to więc niejako opowiadania pisane w formie poematu zamiast klasyczną prozą. Osobiście nie uważam, żeby miały głębszą wartość literacką, jednak bardzo miło czyta się je jako swoistą ciekawostkę. Pozostaje pytanie o to, czy powinny znaleźć się w niniejszym tomie, pomiędzy tworzącymi gatunkowo zgrabną całość opowiadaniami? Czy – nawet będąc tworami tak drobnymi w stosunku do reszty treści i formy – nie sprawiają wrażenia zbędnej ingerencji w skończone już, kompletne dzieło? Osobiście mając na uwadze, że w inny sposób nie miałbym okazji w najbliższym czasie zapoznać się głębiej ze stylem poetyckim Kinga, uznaję oba wiersze za swoiste wisienki na czubku tortu. ”Tommy” to przeciętny tekst, ale już ”Kościół z Kości” nie daje o sobie zapomnieć.
Osobny akapit należy się z pewnością wprowadzeniu do książki, oraz poprzedzającym każde opowiadanie zapiskom dotyczącym ich powstawania. Osobiście uwielbiam takie wtręty – raz, że jestem żywo zainteresowany magią procesu twórczego, dwa, że dzięki nim pomiędzy autorem a odbiorcą rodzi się intymna więź intensyfikująca odbiór twórczości.
Plotki o wypaleniu twórczym Kinga są absolutnie przesadzone, chociaż pewne motywy zawarte w opowiadaniach w zbiorze rzeczywiście pojawiały się już w jego twórczości. Opanowany przez złe moce samochód (”Christine”), wpływanie na rzeczywistość w sposób nadnaturalny przy pomocy słowa pisanego (”Edytor Tekstu”), kondensacja zła w dziecku (”Czasami Wracają”, ”Udręka Małych Dzieci”), świat opustoszały po zagładzie (”Nocny Przypływ”). King, choć czasami ociera się o autoplagiat, nie popełnia go jednak.
Opowiadania są moją ulubioną formą literacką jakiej tworzenia podejmuje się King. Uwielbiam być rzucany z jednego wiru wydarzeń w drugi, zaskakiwany innowacyjnymi pomysłami na fabułę, być świadkiem przewrotnych zakończeń historii. ”Bazar Złych Snów” kończyłem ze smutną świadomością, iż na kolejny tom krótkich form Kinga przyjdzie mi czekać niemal standardowe już w tym przypadku 7 długich lat. Z pewnością przez ten czas wrócę do niego wielokrotnie.
Ocena: 8/10 (rewelacyjna).
***
Okładka: Prószyński i S-ka.