Archiwa miesięczne: Lipiec 2018

Śmierć w HD

W reportażach telewizyjnych każdego dnia informuje się nas o morderstwach, gwałtach, korupcji, wypadkach i katastrofach komunikacyjnych, wojnach, samobójstwach, kataklizmach naturalnych, narkotykach, terroryzmie, epidemiach. Oglądając wiadomości można dojść do wniosku, że właściwie na świecie nie ma nic poza tym. Jest to oczywiście błąd – dzieją się również rzeczy dobre i warte uwagi; najwyraźniej szefowie stacji telewizyjnych wychodzą z założenia, iż człowiek nie ma na nie czasu, bo woli dla własnego bezpieczeństwa wiedzieć, co ludzkości wymyka się spod kontroli. Kiedy już zaś się tego dowie, umiera z przerażenia i stwierdza, że zamiast włączać telewizor, lepiej było obejrzeć kilka minut filmików ze śmiesznymi kotami na YouTube.Śmierć w HDPusta, makabryczna fascynacja śmiercią, paląca potrzeba konfrontacji z przeciwieństwem życia, ciekawość tego, jak umiera człowiek i jak śmierć odmienia ciało – wszystkie te czynniki sprawiają, że człowiekowi, mimo przerażenia śmiercią i brutalnością świata, ciężko jest się oprzeć przed przyjrzeniem się im; że przechodząc obok miejsca śmiertelnego wypadku obrzuca się trupa choć jednym ukradkowym spojrzeniem – spojrzeniem wystraszonego dziecka oglądającego horror przez szpary pomiędzy palcami przyciśniętej do oczu dłoni. Czy powinniśmy się tego wstydzić?

Gdy miałem jakieś dwadzieścia lat, ciekawość śmierci dwukrotnie zaprowadziła mnie na miejsce śmiertelnego wypadku. Raz był to mężczyzna który wpadł pod TIR-a, drugi raz – drobny pijaczyna potrącony przez auto osobowe. W drugim przypadku znalazłem się jakieś cztery metry od nakrytego czarnym foliowym workiem trupa; pamiętam, jak wpatrywałem się w niego usiłując pojąć jakoś to, co się wydarzyło, ale czułem tylko pustkę. Było zupełnie tak, jakbym patrzył w jakąś czeluść usiłując dostrzec czającego się w niej potwora, ale widział tylko nieprzeniknioną, sprawiającą wrażenie dwuwymiarowej czerń. Wstyd przyznać, ale spodziewałem się niezdrowej ekscytacji, i byłem z tego powodu zawiedziony.

W latach 90, pod redakcją Małgorzaty Daniszewskiej, żony Jerzego Urbana, wychodził w Polsce miesięcznik Zły (Bez przebaczenia). Było to czasopismo ukazujące w sposób bezkompromisowy prawdę o najczarniejszych stronach życia. Publikowano w nim drastyczne zdjęcia m. in. z miejsc zabójstw, wypadków i morderstw (materiały te były zdobywane nielegalnie, np. na wskutek kradzieży z policyjnych kartotek), oraz artykuły opisujące ludzkie tragedie. Mimo popularności tytułu, na wskutek nagonki społecznej i nacisków politycznych, główny dystrybutor magazynu zerwał umowę z jego Wydawcą, i projekt zakończył swe ponure życie na 26 numerze. Swego czasu wszedłem w posiadanie 25 z nich i przeczytałem je (z dużym zainteresowaniem oraz zachwytem nad poziomem publikacji) od deski do deski.

Śmierć w HD (2)Dziś nie ma już potrzeby istnienia na rynku pisma takiego jak właśnie Zły – rolę medium pozbawionego wszelkiej cenzury pełni bowiem Internet. Istnieje wiele cieszących się dużą popularnością witryn, na których obejrzeć można zupełnie za darmo zdjęcia i filmy (najczęściej wykonane telefonami komórkowymi przez przypadkowych gapiów) przedstawiające wszystkie możliwe tragedie ludzkie. Są tam samobójcy skaczący z okien na bruk, ludzie starci przez koła ciężarówek na przecier, pourywane kończyny, ciągnące się całymi metrami jelita, różowe mózgi wyrzucone w całości z pękniętych czaszek, ludzie ćwiartowani żywcem za pomocą maczet. Największym zainteresowaniem cieszą się jednak filmy z egzekucji przeprowadzanych przez ISIS. Są to filmiki w jakości HD, w dodatku zmontowane w sposób bardzo profesjonalny. Ludzie są na nich paleni żywcem, topieni w klatkach, rozstrzeliwani jak sito, dekapitowani przy użyciu noża lub miecza, wysadzani w powietrze. Oglądając takie materiały można odnieść wrażenie, że śmierć w świecie rzeczywistym jest nie tylko przerażająca; wizualnie bywa też bardziej groteskowa, niż makabra rodem z horrorów klasy C.

Swego czasu przechodziłem silną fascynację takimi makabrycznymi treściami. Raz na jakiś czas potrzebowałem poczuć, że za słowami ”dwadzieścia osób nie żyje, a sto zostało rannych” stoi coś więcej niż kilka miligram tuszu na białym jak śnieg papierze: że jest tam ludzka mozaika rozsypana na brudnym bruku. Wydawało mi się (i wydaje mi się tak nadal), że jest coś nieludzkiego w sprowadzaniu tylu a tylu nieszczęsnych istnień ludzkich do abstrakcyjnych liczb – że w ten sposób odczłowiecza się je, odbiera im się godność. Chciałem też wiedzieć, jak naprawdę wygląda świat, na którym przyszło mi żyć, jak dokładnie wyglądają zło i śmierć, które przecież są tak wszechobecne i nieuniknione.

Nie chciałbym jednak usprawiedliwiać się bardziej, niż wypada. Istnieją również pobudki dużo mniej szlachetne, dla których raz na jakiś czas nurzałem się w cudzej krwi: była we mnie mroczna fascynacja tkwiącym w człowieku złem – tym, skąd się bierze, jak działa, co je potęguje. Sen z powiek spędzało mi pytanie o to, jak to możliwe, że ktoś ogłusza i gwałci kobietę, a potem zostawia ją na mrozie na pewną śmierć dla odrobiny lubieżnej przyjemności; co dzieje się w psychice osoby, która decyduje się zamordować drugiego człowieka tylko dla sprawdzenia, jak to jest (o tym przecież traktuje piosenka Myslovitz pt. To nie był film!), albo dla dwudziestu złotych, które ledwo starczą na piwo i karton papierosów. Wstyd też przyznać, ale konfrontacja z cudzą tragedią sprawiała, że bardziej doceniałem swoje zdrowie i życie.

Świat jest przerażającym miejscem. Przyglądanie mu się z bliska może człowieka zdeprawować, doprowadzić go do załamania nerwowego, zobojętnić na zło i cierpienie, albo wręcz przeciwnie: uwrażliwić go na nie. Dziś wiem, że moment śmierci jest dla każdego człowieka najintymniejszą chwilą w jego życiu, a robienie z tego widowiska jest pogwałceniem jego prywatności możliwie największym. Jedną z ostatnich rzeczy, jakie bym sobie życzył, byłoby, by do sieci trafił film na którym konam ja bądź ktoś z bliskich mi osób. Ta świadomość wystarczy mi w pełni, by nie uznawać już żadnego powodu za usprawiedliwiający oglądanie nagrań przedstawiających śmierć człowieka.

***

Zdjęcia:
1. – Fotografia została wykonana przez Richarda Drewa i nosi tytuł The Falling Man. Przedstawia mężczyznę, który podczas ataku terrorystycznego na WTC z 11 września 2001 roku zdecydował się na skok z okna. Zdjęcie ukazało się po raz pierwszy dzień później na łamach New York Timesa, budząc skrajne reakcje czytelników.
2. – Zdjęcie przedstawia 23 letnią kobietę, Evelyn McHale, w cztery minuty po samobójczym skoku z 86 piętra Empire State Buliding. Samobójczyni wygląda na niej niezwykle spokojnie, jakby zapadła w drzemkę. Fotografia ukazała się na okładce magazynu Life, i z czasem zyskała status ikony. Jej autorem jest Robert Wiles.

”Wśród Koszmarnej Zbrodni. Notatki Więźniów Sonderkommando”

''Wśród Koszmarnej Zbrodni. Notatki Więźniów Sonderkommando''Prawdopodobnie żadnemu z ludobójstw, które przetoczyły się przez świat, nie poświęcono tak dużej ilości książek, jak Holokaustowi. Choć w obliczu swej wojennej klęski naziści starali się jak mogli zatrzeć wszelkie ślady masowego mordu, ocalało wielu jego świadków. Ich niezwykle spójne relacje złożyły się na dobitne świadectwo koszmaru, którego – mimo całej jego nierealnej wręcz ohydy – podważać przy zdrowych zmysłach nie sposób.

Wiele z najbardziej szczegółowych relacji dotyczących nazistowskiego ludobójstwa pochodzi od członków Sonderkommando. Była to formacja zajmującą się m. in. opróżnianiem komór gazowych ze zwłok eksterminowanych ludzi oraz paleniem ich w krematoryjnych piecach i paleniskach. Jej członkami byli żydzi wyselekcjonowani przez SS-manów. Pracowali pod przymusem i ze świadomością, że jako naoczni świadkowie ludobójstwa prędzej czy później zostaną bezwzględnie zlikwidowani. Spisali swe doświadczenia i zakopali zapiski pod ziemią, z nadzieją, że w przyszłości zostaną odnalezione przez badaczy, i świat pozna prawdę o tragicznym losie milionów pomordowanych w imię obłąkanej ideologii nazistowskiej. Zbiór tych właśnie ocalałych notatek, przetłumaczonych (m. in. z języka Jidysz i języka francuskiego) na język polski, otrzymuje czytelnik.

Wszystkie zapiski sporządzane były w żydowskich gettach bądź ludobójczym molochu Auschwitz-Birkenau. Niektóre z nich w momencie odnalezienia były znacznie uszkodzone przez wilgoć, toteż niemożliwe było odczytanie ich w całości. Obszerne partie tekstu są wręcz poszatkowane przez (oznaczające luki) nawiasy kwadratowe, i pełne zrozumienie ich jest niemożliwe. Na szczęście edytorzy zbioru postarali się, jak mogli, by rzucić światło na te białe plamy – każdy z opublikowanych zapisków został opatrzony naukowym komentarzem wyjaśniającym okoliczności jego powstania, oraz licznymi przypisami.

Poszczególne teksty opisują bodaj wszystkie najważniejsze etapy gehenny, której poddani byli przeznaczeni do eksterminacji ludzie: od pobytu w getcie, przez wysiedlenie, transport bydlęcymi wagonami, selekcję, pobyt w obozie zagłady, pracę w Sonderkommando, aż po śmierć w komorach gazowych i spalenie. Właściwie wszystkie z nich stanowią nieustający opis fizycznej i psychicznej udręki – poniżenia, tortur, mordów, absurdalnej wręcz bezsilności wobec siły wroga, rozpaczy rodzin skazanych na rozbicie, strachu przed każdą nadchodzącą godziną, głodu, bestialskiej przemocy.

Jak można się tego domyślać, notatki zawarte w książce, z uwagi na dramatyczne okoliczności w których powstawały, pozbawione są większych walorów literackich. W zasadzie tylko u dwójki autorów wyjątkowo bystrych i wrażliwych – Załmena Gradowskiego, oraz Lejba [Langfusa] – dostrzec można wyraźne skłonności do artystycznego stylizowania tekstu (przy czym zabiegi stosowane przez drugiego z autorów są czasami dość nieporadne). Nie oznacza to jednak, że zapiski te pozbawione są siły oddziaływania – nie są to bowiem treści zdane na łaskę i niełaskę formy, a w pełni niezależne od nich, toteż nawet tak prosty tekst, jak pamiętnik Załmena Lawentala, wywołuje u czytelnika wstrząs.

Cennym uzupełnieniem treści książki są skany rękopisów oraz dokumentów obozowych, czarno-białe zdjęcia ukazujące m. in. palenie zwłok na stosach, piece krematoryjne, komory gazowe czy proces selekcji, oraz rozkładana mapa obozu Auschwitz. Poza tym, że dodatki te stanowią interesujące materiały faktograficzne, doskonale wprowadzają czytelnika w ponury nastrój zapisków.

Nie wiadomo, jak wiele notatek opisujących piekło na Ziemi spoczywa ukrytych pod jej powierzchnią do tej pory, wciąż czekając na odkrywcę, a ile z nich zmurszało w niej na zawsze. Opierając się na przesłankach zawartych w ocalałych zapiskach, można wysnuć graniczące z pewnością przypuszczenie, że niniejszy zbiór stanowi zaledwie skromną część dużo większej całości.

Lektura Wśród koszmarnej zbrodni… jest tak nieprzyjemna i przytłaczająca, jak tylko można to sobie wyobrazić, niemniej jednak warto ją przecierpieć – dla ostrzegawczej świadomości, jak nisko może upaść człowiek, dla zaspokojenia poczucia solidarności z tymi, którzy padli ofiarą gigantycznego ucisku, wreszcie: dla zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości, każącej uszanować głos rozpaczy ledwo, ledwo przebijający się spod powierzchni masowego grobu. Prawda o tym, co spotkało ofiary Holokaustu, jest wszak jedyną sprawiedliwością, na którą mogą jeszcze liczyć.

***

Okładka: Państwowe Muzeum w Oświęcimiu

Fraszki #4

01. – Dumnie na ołtarzu swych warg/Dźwigasz zachodzącego słońca blask
02. – Uczę się ciebie, jestem kujonem/Lecz to nie w książce siedzę z nosem
03. – Z dumą nosiłbym serce złamane/Gdybyś to ty mi zadała tą ranę
04. – Oczy głębokie, pełne usta/Dziw że w środku taka pusta
05. – Życie znów nabrało kolorów/Czerwieni twych ust, zieleni twych oczu
06. – Przestań wreszcie się dołować/Chodź, nauczę cię szczytować
07. – Dla ciebie bije me serce/Rozum na głowę – i nic więcej
08. – Twoje serce to kamień/Ale szlachetny – diament
09. – Nasza miłość jest wspaniale przezorna/Zawsze wyprzedza o krok nas
10. – Skoro mocniej kocha łobuz/Niech cię tłucze za nas obu
11. – Miłość i nienawiść, jak się patrzy/To siostry są bliźniaczki
12. – Na tysiąc jeden sposobów piękne/Nawet konać będą z wdziękiem
13. – Odnalazłaś mą nadzieję/Sercem płacę ci znaleźne
14. – Kocham cię jak tylko mogę/To na wszystko złoty środek
15. – Złamanemu sercu nie zawdzięczam/Leku na nie – dziewczęcia
16. – Istnieje dla nas jedno wyjście/Musimy pokochać się całym życiem
17. – Próbuję pocałunkiem pojąć/Twoją niebywałą młodość
18. – Miłość ujęta w karby słów/To jak złapany w butelkę duch
19. – Szukałem w tobie miłości, znalazłem artefakt/Serce z kamienia
20. – Gdy tamta złamała mi serce/Myślałem że potrzebny będzie przeszczep
21. – Jak chcesz wiedzieć na miłości/Świat zaczyna się, nie kończy
22. – Zakochanym po uszy, toteż/Miłości mam po dziurki w nosie
23. – Porzucono cię? Bądź zdrów!/Tego chwastu światu pół
24. – Ile dziennie lat ucieka/Wszystkim panienkom zagapionym w lusterka?
25. – Wokół palca mnie sobie okręca/Nie dostrzega we mnie węża

Rok 2050

Ostatnimi czasy zaczytywałem się w literaturze Stanisława Lema. Lem był futurologiem; możliwość przewidywania przyszłości świata, choć w jego odczuciu bardzo ograniczona, fascynowała go niezmiernie, i od snucia prognoz przyszłościowych powstrzymać się nie potrafił. Wiele z nich okazało się trafnych – szczególnie tych, których z uwagi na ich śmiałość nie śmiał wysnuć na poważnie, w swoich książkach dyskursywnych, więc zrobił to w beletrystyce. Dziś ja chciałbym zabawić się – zabawić, podkreślam, bo super-intelektem Lema nie dysponuję – w próbę nakreślenia wizji roku 2050.

Pamiętam, że w pierwszej klasie podstawówki, na lekcji plastyki, mieliśmy (ja i moja klasa) narysować, jak wyobrażamy sobie swoją miejscowość za sto lat. Natychmiast zacząłem rysować zrujnowane domy z popękanymi ścianami i wybitymi oknami. Oderwałem wzrok od kartki dopiero, gdy skończyłem; byłem bardzo zaskoczony tym, że niektórzy moi koledzy i koleżanki zilustrowali wizje zupełnie nie pesymistyczne, a wręcz rozwojowe. Były też tam chyba – pamiętam do bardzo mgliście – wizje futurystyczne, rodem z filmów SF. Cóż: teraz, po dobrych 20 latach od tamtej chwili, jestem chyba jeszcze większym pesymistą, niż wtedy.Rok 2050 (1)Rzeczą, która wydaje mi się właściwie pewna, jest to, że do tego czasu nastąpi powszechna cyfryzacja pieniądza. Społeczeństwo stanie się bezgotówkowe – płatności dokonywać będzie się wyłącznie za pomocą karty płatniczej, albo, co również wydaje mi się realne, wszczepionym w skórę biochipem RFID. Chip ten został opatentowany już w roku 1999 przez Thomasa Heetera jako sposób weryfikacji ludzkiej tożsamości podczas uczestniczenia w elektronicznej transakcji handlowej. Ograniczenie płatności do metody elektronicznej, choć z jednej strony wygodne, stworzyłoby Rządom niesłychane wprost możliwości kontroli obywateli – środki osób niewygodnych dla systemu byłyby blokowane, co uniemożliwiałoby im kupowanie żywności i przeprowadzanie transakcji. Człowiek taki skazany byłby na śmierć głodową.

Nie sądzę, by do tego czasu doszło do utworzenia Rządu Światowego – chyba, że dojdzie do Trzeciej Wojny Światowej, bowiem znacznie łatwiej odbudować świat od zera na nowych zasadach, niż zmienić te zasady w chwili, gdy państwa na ich kanwie funkcjonują. Wiek XX przyniósł największe konflikty zbrojne w dziejach ludzkości i rewolucje kulturalno-społeczne, które odwróciły świat niemal o 180 stopni. Jeśli państwa zostaną połączone, prawdopodobnie wprowadzona zostanie dla nich jedna wspólna waluta.

W chwili, gdy piszę te słowa, na świecie żyje prawie 7,8 mld ludzi. Jeśli populacja świata będzie wzrastać nieskrępowanie – a wszystko na to wskazuje, chyba, że wprowadzona zostanie kontrola narodzin i liberalizacja aborcji – do roku 2050 ma szanse podnieść się o około 2 miliardy. Tym samym drastycznie zwiększy się zapotrzebowanie na jedzenie, a więc i energię, która do jego wytworzenia musi zostać zużyta. Źródła kopalne, które człowiek eksploatuje od kilkuset lat, będą ulegały coraz szybszemu wyczerpaniu, a ich ceny będą wzrastać, co wstrząśnie gospodarką w sposób na tę chwilę niewyobrażalny. Świat będzie musiał przerzucić się na inne źródła energii i prawdopodobnie zwolnić obroty. Największe nadzieje wiąże się z elektrowniami atomowymi, wiatrowymi oraz słonecznymi. Optymiści, jak chociażby Richard Sears, twierdzą, że era ropy naftowej skończy się na długo, zanim zabraknie samej ropy (ma nam jej wystarczyć do roku 2070) – dzięki innowacjom technologicznym – i świat zdoła uniknąć kryzysu.

Kraje europejskie, które zdecydowały się wpuścić do siebie muzułmańskich uchodźców, zapłacą za to wysoką cenę: wyznawcy islamu będą zakładać tam rodziny, zwiększać swoją liczebność, i dochodzić swoich praw kosztem gospodarzy. Ich przedstawiciele będą docierać do ważnych stanowisk politycznych. Wpływy muzułmanów na Europę będą konsekwentnie się zwiększać. Dojdzie do sytuacji, w której rdzenni mieszkańcy będą przez swoich gości uciskani. Szanse na to, że obie kultury – europejska i muzułmańska – zdołają dotrzeć się wzajemnie, odejść od radykalizmu na rzecz integracji, oceniam na skrajnie niską.

Wiele emocji budzi plan eksploracji Marsa, który USA zamierzają wdrażać w życie od 2025 roku. Wszystko wskazuje na to, że człowiek rzeczywiście postawi stopę na czerwonej planecie; być może dojdzie nawet do zbudowania tam bazy kosmicznej. Myślę jednak, że kryzys ekonomiczny znacząco wyhamuje program kolonizacji, i człowiek z czerwonej planety szybko zabierze się z powrotem na Ziemię. Prawdę mówiąc, nic nie wydaje mi się bardziej bezsensowne od kolonizowania obcej, skrajnie nieprzyjaznej i pozbawionej atmosfery planety, podczas gdy pieniądze te (biliony dolarów!) można by przeznaczyć na ratowanie niszczonej przez nas Ziemskiej biosfery. Faktem jest natomiast, że produktem ubocznym inżynierii kosmicznej jest cała masa niezwykle dzisiaj dla nas, przeciętnych obywateli, przydatnych wynalazków, żeby wspomnieć choćby joysticki, filtry do wody, bezprzewodowe narzędzia czy detektory dymu. Dobrze więc dla nas, by wysiłki w celu skolonizowania Marsa nie ustawały – wynalazki NASA będą podlegały bowiem dalszej komercjalizacji.

Świat przypomina obecnie palacza w średnim wieku, który choć wie, że wkrótce grozi mu nowotwór płuc, i poczyna pewne kroki by z nałogiem zerwać, to jednak wciąż uczynić tego nie potrafi. Choć państwa starają się ograniczyć emisję gazów cieplarnianych do atmosfery, działania te są niewystarczające wobec zmian, które już zaszły w biosferze. Zwrot w kierunku natury prawdopodobnie powoli będzie jednak postępował – nie tyle z dobrej woli człowieka, co po prostu dlatego, że tak nakaże ludzkości gromadny instynkt przetrwania, bowiem ratunek biosfery stanie się dla niej sprawą życia i śmierci. W znacznej części przyczyni się też do tego wspomniany już zanik paliw kopalnych.

Z pewnością w ciągu następnych 30 lat pojawią się wynalazki, o których dziś nawet nie śmiemy pomyśleć – tak, jak choćby trzy dekady temu mało kto myślał poważnie o rozpowszechnieniu gadżetu, który pozwoli człowiekowi robić zdjęcia, nagrywać filmy, i kontaktować się z ludźmi na drugiej stronie kuli ziemskiej o dowolnej porze dnia i nocy. Wynalazki te odmienią relacje społeczne tak, jak odmieniły je telefony komórkowe i Internet, a kto wie – może nawet bardziej.

Im więcej myślę o nadchodzących czasach, tym mniej zazdroszczę ludziom, którym przyjdzie w nich żyć. Świat stoi u progu wielkich przemian, i ciężko powiedzieć, czy wyjdzie z nich obronną ręką, a jeśli tak – to ile zostanie w nim starego świata. A to tylko przewidywania sięgające nieco ponad 30 lat naprzód; świat za lat sto czy dwieście jest dla mnie niewyobrażalny całkowicie.

***

Obrazek pochodzi ze strony Pixabay.com z darmowymi grafikami.