Majestat

Nocne, rozgwieżdżone niebo już od dziecka wprawiało mnie w stan niewymownego zachwytu i zdumienia – choć wtedy było dla mnie zaledwie dwuwymiarowym firmamentem, czarną płachtą przyozdobioną tysiącami świecidełek. Dziś, jako człowiek dorosły, wiedzący znacznie więcej i dostrzegający w nim głębię, jestem nim zafascynowany jeszcze bardziej.

Dzięki potężnym teleskopom kosmicznym człowiek może zajrzeć w bardzo głębokie zakamarki uniwersum, i ujrzeć niewyobrażalnie odległe galaktyki i ich gromady. Ponieważ światło potrzebowało gigantycznej ilości czasu by dotrzeć do nas od danego obiektu, widzimy go takim, jaki był w chwili, gdy zostało ono wyemitowane – co oznacza, że wiele z najdalszych z nich istnieje obecnie w formie znacznie zmienionej bądź nie istnieje wcale. A są obszary tak dalekie, że światło z nich nie przedarło się do nas od początku ich istnienia – a w przypadku niektórych nie zdoła zrobić tego nigdy, jako że Wszechświat wciąż się rozszerza, i robi to coraz szybciej, w każdym kierunku jednocześnie. Ale i tak jest na co popatrzeć: średnica widzialnego uniwersum wynosi 93 miliardy lat świetlnych (rok świetlny to odległość, jaką światło pokonuje w ciągu roku, czyli około 9,4 biliona kilometrów). Przestwór ten wypełnia 300 tryliardów gwiazd, wśród których krąży niezliczona ilość planet. Być może na niektórych z nich istnieje życie, również w formach inteligentnych.IDL TIFF fileSkąd jednak wzięło się to wszystko? Niektórzy naukowcy twierdzą, że z nicości: pozbawionego wymiarów bezczasu, który jednak posiadał twórczy potencjał. Według nich siła sprawcza jest bezosobowa, a pytanie o jej pochodzenie nie ma sensu, jako że stanowi ona immanentną właściwość samej natury. Ponieważ zaś Wszechświat posiada łączną energię równą 0 (gdyż dodatnia energia materii zostaje równoważona ujemną energią oddziaływań grawitacyjnych), stanowi on jakby formę nicości, jej spontaniczne i samoistne przekształcenie. Przyznam, że nie potrafię tego zrozumieć – choć zapewne dlatego, że nie umiem przestawić się na czysto abstrakcyjne rozumowanie naukowców. Doświadczenie życia codziennego kształtuje w człowieku zupełnie inne, intuicyjne pojmowanie rzeczywistości, które jednak w odniesieniu do takich kwestii nie ma zastosowania.

Być może istnieje coś więcej niż jeden wszechświat. Jest hipoteza Wieloświata – zbioru nieskończonej liczby wszechświatów o rozmaitych wartościach oddziaływań fizycznych. Jest wiele wariantów tej hipotezy; do mojej wyobraźni najbardziej przemawia ta, jakoby poszczególne uniwersa powstawały w nicości, a więc istniały w zupełnej niezależności czasoprzestrzennej względem siebie i nie mogły w żaden sposób na siebie oddziaływać. Można by więc rzec, że wszechświaty takie same sobie istnieją zawsze i wszędzie, ale w stosunku do siebie nawzajem – nigdy i nigdzie. Hipoteza ta powstała jako próba wyjaśnienia niezwykłego dostrojenia stałych fizycznych obowiązujących w naszym wszechświecie do powstania życia – gdyby tylko nieznacznie zmienić którekolwiek z nich, życie powstać by nie mogło (przynajmniej w formie nam znanej i jedynej dla nas wyobrażalnej).

Czasami wydaje mi się, że odkrycia astronomiczne nie tyle odkrywają prawdę o kosmosie, co raczej uświadamiają nam jego nieodgadnioność. Każde kolejne odkrycie rodzi bowiem szereg nowych pytań, a odpowiedzi na nie – jeszcze kolejne. Dziś na przykład wiemy już, że widoczna gołym okiem materia barionowa (składająca się ze znanych nam pierwiastków) stanowi niecałe 5 procent bilansu energetycznego Wszechświata, a na resztę przypada tajemnicza ciemna materia (26,8%) i ciemna energia (68,3%). Czym są te dwie składowe i jaka jest ich natura – nie wie nikt. Można więc śmiało powiedzieć, że wiemy, iż prawie nic nie wiemy. I choć to prawie nic wystarcza nam do życia, to jednak nie zaspokaja naszej ciekawości.

Nasz aktualny stan wiedzy na temat Wszechświata każe nam sądzić, że nie będzie wieczny, że i jego czeka kiedyś kres. Za niewyobrażalnie długi okres czasu wszystkie gwiazdy zgasną, a ogrom ten stanie się zimny i pusty. Nie będzie żadnej świadomości, która mogłaby go postrzegać, nie będzie myśli, która mogłaby nadawać sens jego istnieniu.

Ale jest coś równie niepojętego jak sposób w jaki Wszechświat funkcjonuje i jego tajemniczość: obojętność tego przestworu na los ludzki i nasza znikomość względem niego. Świadomość tych dwóch rzeczy sprawia, że kiedy patrzę w gwiaździste niebo, czuję się tak, jakbym obcował z absolutem – i choć absolut ten jest nieświadomy samego siebie, w niczym nie umniejsza to jego majestatu.

***

Zdjęcie zostało wykonane przez NASA przy pomocy teleskopu Hubble’a i nosi tytuł ”Ultragłębokie Pole Hubble’a”. Opublikowane zostało w 2004 roku. Na fotografii widnieje około 10 tysięcy galaktyk; światło z najstarszych z nich (czerwonych) zostało wysłane zaledwie 800 milionów lat po Wielkim Wybuchu, w którym narodził się Wszechświat.

6 komentarzy do “Majestat

  1. stanislawgorny

    Jest coś czym się nie interesujesz? Zazdroszczę Ci wiedzy… Sam nigdy nie miałem podobnych rozważań,raczej staram się twardo stać na ziemi i nie zagłębiać w tego typu aspekty…Choć czasem moje życie wydaje się takim kosmosem…Równie nie uporządkowanym…

    Polubione przez 1 osoba

    Odpowiedz
  2. ampH

    „Dziś na przykład wiemy już, że widoczna gołym okiem materia barionowa (składająca się ze znanych nam pierwiastków) stanowi niecałe 5 procent bilansu energetycznego Wszechświata, a na resztę przypada tajemnicza ciemna materia (26,8%) i ciemna energia (68,3%). Czym są te dwie składowe i jaka jest ich natura – nie wie nikt. Można więc śmiało powiedzieć, że wiemy, iż prawie nic nie wiemy.” – czyżby w Twoje ręce wpadło „Nie mamy pojęcia”? Świetnie opisali między innymi zagadnienia, które poruszyłeś. I dają do myślenia, zwłaszcza jak się poczyta (nie tylko w tej książce, tylko też w bardziej „twardych” pozycjach) o przeróżnych teoriach.

    Jednym z prostszych ale niesamowicie ciekawych zagadnień jest odległość pokonywana przez światło. Skoro się wszechświat rozszerza, to odległość powiedzmy tysiąca lat świetlnych po jej pokonaniu będzie większa – bo ta odległośc tysiąca lat świetlnych zwiększy się w czasie, w których światło będzie ją pokonywało. Proste jak budowa cepa, ale umyka często w rozważaniach. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    Odpowiedz
  3. Seeker

    To jest właśnie ten „Bóg”, w którego ludzie wierzą. Jest, ale nie zdaje sobie nawet sprawy z własnego istnienia, a co dopiero naszego. Człowiek raczej nigdy się nie dowie, jak to się stało, że powstał kosmos i spółka. Podejrzewam, że taka wiedza wysadziłaby nasze małe mózgi w… kosmos.

    Lubię rozważania na takie tematy, bo przy nich wszystkie ziemskie problemy i priorytety przestają mieć swoje przytłaczające znaczenie. Gdybym jednak zbytnio zagłębiła się w kosmos i to, czego o nim nie wiemy, wyrosłaby mi pewnie broda 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    Odpowiedz
  4. L.B.

    Uwielbiam się gapić (nie patrzeć, GAPIĆ) w niebo. Mogę robić to długo i obserwować chmury i to jak zmienia kolory przed zachodem słońca. A nocne niebo to już w ogóle jest moje ulubione. Często patrzę na księżyc i go szukam wzrokiem.

    Polubione przez 1 osoba

    Odpowiedz
  5. malykot

    Kiedy patrzę się w nocne, bezchmurne, ciemnogranatowe niebo pełne gwiazd, dopiero wtedy uświadamiam sobie, jak małą jesteśmy kropką we wszechświecie. Wyobrażam sobie satelity krążące gdzieś nad nami, planety, rakiety kosmiczne, które na przestrzeni lat znalazły się w kosmosie. To wszystko jest tak cholernie niepojęte, ogromne, przytłaczające ilością pytań, informacji, zagadnień, że w miarę roztrząsania całości, zaczyna aż boleć głowa.

    Polubione przez 1 osoba

    Odpowiedz

Dodaj komentarz