Grzybowe Szaleństwo

Są tylko dwa miesiące, na które czekam szczególnie mocno. Pierwszym z nich jest kwiecień, gdyż rozpoczyna wiosnę. Drugim – wrzesień, bowiem przypada na niego pełnia sezonu grzybowego. Jeśli pogoda jest deszczowa, każdego dnia można udać się na grzybobranie do lasu i po godzinie wyjść z niego ze zbiorem wystarczającym na obiad dla całej rodziny. A jeszcze częściej – z dobrymi kilkunastoma kilogramami.Grzybowe Szaleństwo (1)Najbardziej cieszy mnie pojaw podgrzybka brunatnego – chociaż w stosunku do niektórych miejsc można swobodnie mówić wręcz o zatrzęsieniu. Serce rośnie, kiedy wchodzi się do lasu, i zewsząd, prosząc się o zebranie, lśnią niczym precjoza gromady mokrych, brunatnych kapeluszy. Radość wzrasta jeszcze, kiedy okazują się zdrowe; wtedy nawet wieczorny ból w plecach od schylania się po nie sprawia masochistyczną przyjemność. Żeby dać wyobrażenie o urodzaju wspomnę, że zaledwie cztery grzybobrania (dzień po dniu) zaowocowały aż 38 słoikami marynowanego podgrzybka!

Nastąpił również pojaw maślaka sitarza. Młode, malutkie okazy tego grzyba porastają całymi dziesiątkami (a bywa, że i setkami) leśne ścieżki oraz dołki – nic, tylko padać przed nimi na kolana, i zbierać. Chociaż z mojego doświadczenia wynika, że gatunek ten jest diabelnie wprost podatny na zarobaczenie, to tym razem na palcach obu rąk zliczyć mogę okazy, które zmuszony byłem odrzucić podczas segregacji.Grzybowe Szaleństwo (2)Innym jadalnym grzybem, którego w tym czasie spotykam co i rusz (nierzadko rosnącego gromadnie), jest muchomor rdzawo brązowy. Niestety, okazy o w pełni rozwiniętym kapeluszu prawie zawsze są zarobaczone. Ponieważ jednak nie jest to wybitnie smaczny grzyb, a pojaw tych szlachetniejszych jest oszałamiający, nie ma co lać nad nim łez – prawdopodobnie i tak nie chciałoby mi się po niego schylać.

W lesie nie zawsze trzymam się miejsc dobrze mi znanych i sprawdzonych; czasami lubię zawieruszyć się trochę i odkrywać nowe. Pilnuję tylko, żeby być na tyle blisko szosy, by słychać było przejeżdżające nią auta, dzięki czemu zawsze znajdę wyjście. Ostatnio dotarłem w ten sposób do swego rodzaju grzybowego cmentarzyska – miejsca porośniętego olbrzymimi, ale rozkładającymi się już borowikami szlachetnymi. Były to największe okazy, jakie kiedykolwiek widziałem na własne oczy. Żal, że nie udało mi się dotrzeć do nich wcześniej, kiedy były jeszcze zdrowe (chociaż z pewnością także znacznie mniejsze).Grzybowe Szaleństwo (3)Poza grzybami jadalnymi i dobrze mi znanymi, w lesie obrodziło również w gatunki, których nazwy i właściwości pozostają dla mnie tajemnicą. Tym razem skorzystałem z okazji i skrupulatnie obfotografowałem je wszystkie, by wstawić zdjęcia na fora Internetowe i móc dowiedzieć się o nich czegoś więcej od wytrawnych grzybiarzy. Powoli myślę nawet o stworzeniu facebookowego atlasu grzybów występujących w moim miejscu zamieszkania.

W jadalne grzyby obrodziły również brzozowe zagajniki. Pełno w nich muchomorów czerwieniejących, koźlarzy, oraz borowików szlachetnych. Chcąc jednak zebrać w nich to i owo, trzeba wstać rankiem – konkurencja bowiem czuwa.

Obróbka kulinarna tak obfitych zbiorów jest oczywiście bardzo praco- i czasochłonna. Gdyby nie moje ograniczone moce przerobowe, mógłbym włóczyć się po lesie nawet pół dnia, zapewne podwajając urobek. Rodzina jednak, chociaż sama przepada za grzybami, zaczyna już kręcić nosem, że ciągle zajmuję kuchnię gazową, brudzę gary, i ogólnie robię zamieszanie. Ponieważ jednak jestem grzybnięty do potęgi, nie ma na mnie siły. Nie powstrzymają mnie ani oni, ani deszcz, ani nawet dziury w gumiakach.

18 komentarzy do “Grzybowe Szaleństwo

  1. ~JWS

    „Nastąpił pojaw” – to jakaś nowa pokaleczona polszczyzna. Z całym szacunkiem i bez złośliwości, może należało by jeden miesiąc w roku poświęcić na pogłębienie języka polskiego.

    Polubienie

    Odpowiedz
    1. ~Zenit

      Tak się składa że pojaw to masowe pojawianie się grzybów a wysyp z punktu widzenia mykologii to to co wysypuje się spod kapelusza… dlatego autor podał nazwę choć prawidłową ale mało popularną 🙂 I tu nie ma nic złego w tym co napisał… 🙂

      Polubienie

      Odpowiedz
  2. ~malykot

    U mnie w miejscowości ponoć zaczyna obfitować z powrotem w rydze: sami nazbieraliśmy kilka, ale od kilku już dni leżą i marnują się w lodówce, bo nikt nie ma czasu się za nie zabrać. A zjadłabym takie dobre, panierowane grzybki z patelni 😦

    Polubienie

    Odpowiedz

Dodaj odpowiedź do ~Asia Anuluj pisanie odpowiedzi